Paweł M. mówił ostatnio, że ma około 35 książek na stercie w domu do czytania. Ja dawno nie sprawdzałem, ale po ostatnich zakupach bez problemu doszedłem do 30. I jeszcze kilka komiksów pokutuje od pół roku... W związku z tym obiecałem sobie, że nie będę łaził po księgarniach, bo zawsze ciężko mi nie kupić czegoś, co mnie zainteresuje. Jak pomyślałem, tak nie zrobiłem. I dobrze się stało.
W zeszły czwartek, żeby zabić martwe pół godziny (hehe, to chyba tak, jak zabijać zombiaka), polazłem do BUWu, do Libera i wyszedłem z 3 nowymi pozycjami pod pachą. Przy kasie, w oczekiwaniu aż moja karta zaskoczy, zacząłem sobie przeglądać ulotki. Wśród nich znalazłem coś czarno-białego, rozmiarów, bo ja wiem, 10x15cm? Ulotka o koncercie Ghoultown, Miguel and the Living Dead i The Fright [o, mają w logo jakieś macki] (ktoś widział gdzieś na mieście plakat o tym koncercie? Devil Drivera widać, ale tego nie uświadczyłem nigdzie!). Wow! I to akurat tego dnia, 27 maja, za jedyne 35 PLN (kilka dni wcześniej wspominałem sobie zespół, a tu nagle jak na życzenie zagrali mi koncert, przedurodzinowo :-) ale i tak dalej wierzę w pRzYpAdKi). Ghoultown odkryłem pewnie gdzieś tak z pół roku temu (albo wcześniej?), kiedy z nudów wklepałem w google’a hasło „horrorcore”. Ghoultown to nie koniecznie horrorcore, ale zdecydowanie w ich graniu jest sporo horroru. W sumie to dosyć ciężka rockowa muza, z rytmem jak na moje dyletanckie ucho country’owym, okraszona często makabrycznymi tekstami. Mają rogatą głowę za logo, ubierają się jak kowboje, grają również covery Misfitsów i wyglądają na scenie w oparach dymu i czerwonego światła jak źli mordercy z Teksasu. A żeby i o komiksie coś było, to pooglądajcie sobie ich okładki i szczególnie logo- gdzie by tego loga nie wstawić, będzie wyglądało jak dymek „Say Ghoultown!”, a może przesadzam? Z komiksowych powinowactw pozostaje jeszcze dodać, że okładki dwóch z trzech płyt, które sobie na koncercie zakupiłem („bury them deep” i „Life After Sundown”) zrobił niejaki Dan Brereton (The Nocturnals, Giantkiller, The Psycho). Jakoś biorąc do ręki te płyty podejrzewałem, że stoi za nimi rysownik komiksowy:


Sam koncert był fantastyczny. Warto posłuchać kapeli i czekać na kolejny koncert, a czekając i słuchając zajrzyjcie sobie na tego bloga- fajowe upiory, potwory, zombiaki od pana, który zaprojektował taki wzorek na koszulkę:

A jak już jesteśmy przy muzyce, to przedurodzinowo dostałem też najnowszy album Deftones. Z całego nu-metalu, to jest chyba jedyna kapela, do której wracam do dziś częściej niż raz na rok (ach, ten leniwy wokal, melodie i pomieszane riffy). Nie miałem jeszcze czasu sobie porządnie odsłuchać, ale na przykład ten utworek dobrze rokuje (wersja z tekstem, bo ta sowa mnie normalnie rozwala!).Dobrze, że po wypadku Chi Chenga Deftones grają dalej i dobrze, że nie zrobili sentymentalnej płytki poświęconej koledze.
qba- the impossible killer in texas warrior
pssst! późno było, koncert Ghoultown miał obsuwę i... pierwszy raz będąc na koncercie zasnąłem. Czekając na gwiazdę wieczoru przysiedliśmy na niezwykle wygodnej kanapie i... pierwszy raz od 15 lat spałem na koncercie :lol: Na szczęście na kowbojów się obudziliśmy ;-)
pssst!! Jakuba Jankowskiego nie było na sali podczas portugalskiego eurowizyjnego występu.