piątek, 30 maja 2008

Namierzeni przez Radary

pRzYpAdKiEm na Below Radars

Jest to wersja upgrejdowana wpisu z naszego bloga

qba

poniedziałek, 26 maja 2008

Uwaga! Tylko dla czytelnikow wielojezycznych!

Prezentacja multimedialna

qba

...from Portugal, with love (ostatni...)

Skoro o komiksie portugalskim można pisać w Polsce, to dlaczego by nie pisać o komiksie polskim w Portugalii? Z racji braku czasu na przetłumaczenie czegoś bardziej „tekstowego”, postanowiłem przekazać naszemu człowiekowi w Lizbonie historię bez tekstu (no dobrze, z małą, acz znaczącą jego ilością, żeby być dokładnym). Wybór padł na komiks Śmiercionośni Łukasza Ryłko, który nie tylko ja uważam za wyjątkowy, ale czemu my pRzYpAdKieM daliśmy wyraz tutaj, w podsumowaniu ubiegłego roku. Pedro Moura [komiksomaniak, właściciel dwóch kotów (Miki i Silvestre), trochę tłumacz, trochę komiksowo-blogowy krytyk, prowadzący komiksową grupę dyskusyjną w lizbońskiej Komiksotece, autor artykułów krytycznych o komiksie (w przeróżnych dziwnych pismach), trochę tłumacz, trochę nauczyciel, zdecydowanie bardziej MC niż DJ, ogólnie interesuje się komiksem :-)] został „zmuszony” groźbami i niebezpiecznymi narzędziami do napisania krótkiego tekstu na temat Śmiercionośnych. Ostatkiem sił przetłumaczyłem tę straszliwą i zajadłą krytykę na język Mickiewicza. Ok, może nie jest to piękna i zwięzła polszczyzna, ale przynajmniej starałem się unikać „rymów częstochowskich”. Pedro Moura najprawdopodobniej odwiedzi tegoroczną MFKę i poopowiada trochę o komiksie portugalskim. Podejmiemy go kiszonymi ogórkami i wódką. No i może śniegiem. W końcu z pogodą nic nie wiadomo.




Pedro Moura: Łukasz Ryłko ŚmiercionoŚni



Oto polski komiks, który dotarł do mnie za pośrednictwem Jakuba Jankowskiego, zajmującego się kulturą i językiem portugalskim (oraz tłumaczeniem) w Instytucie Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich w Sekcji Luzo-brazylijskiej, koordynacjią tłumaczeń komiksów z portugalskiego na polski (opublikowano już Najgorszaą kapelę świata José Carlosa Fernandesa, a w kolejce czekają kolejne współczesne pozycje), prowadzeniem bloga poświęconego komiksowi portugalskiemu [http://www.przypadkiem.blogspot.com/], a także pisaniem artykułów do pisma Zeszyty Komiksowe [http://www.zeszytykomiksowe.org/] (oczywiście po polsku) [trochę niezręcznie się czuję z takim wprowadzeniem- przyp. tum.]



To wprowadzenie sugeruje, że lektura omawianego komiksu musi odbywać się stopniowo, biorąc pod uwagę fakt, iż obcuję z czymś nowym, co nie pozwala mi na wpisanie tej publikacji w jakąkolwiek wygodną niszę referencji. Jednakże to sama lektura pozwala wyabstrahować z całości konkretne znaczenia.



Tak jak niektóre z omawianych już tutaj współczesnych komiksów, i co zdaje się być modelem czy też manierą w nich dominującą, ŚmiercionoŚni (czyta. “Schmérchianoshni”) są opowieścią spójną, która jednak dociera do nas pod postacią elementów na pierwszy rzut oka odległych. Innymi słowy, jest to złożona struktura, która powstaje ze skrzyżowania indywidualnych linii narracyjnych, pozornie ze sobą niezwiąznanych. Podobne zabiegi widzieliśmy np. w Ice Haven [http://lerbd.blogspot.com/2005/07/ice-haven-daniel-clowes-pantheon-books.html], Wimbledon Green [http://lerbd.blogspot.com/2006/01/wimbledon-green-seth-drawn-quarterly.html], Pascin [http://lerbd.blogspot.com/2006/01/pascin-joann-sfar-lassociation.html]. Poznajemy grupę postaci, które się ze sobą bezposrednio nie spotykają, ale istnieje między nimi wystarczająca liczba powiązań, abyśmy- z czasem i kolejnymi epizodami, w których postać początkowo drugoplanowa staje się pierwszoplanową, i jednocześnie za jej plecami przemyka inna, która później wychodzi na plan pierwszy, etc.- mogli zorientować się jak tę strukturę rozrysować.



Tłumaczenie tytułu ŚmarcinaŚni, to “Os mortíferos”. Jednakże zapis graficzny wyraźnie oddziela część składową “Śni”, która w języku polskim odpowiada 3.os l.poj. czasownika „śnić”, co jest nie tylko grą słów nieprzetłumaczalną, ale i znaczącą dla odczytania komiksu.


Jest to pierwszy album Łukasza Ryłko [http://www.rylas.com/, część informacji w języku angielskim], młodego autora, który urodził się w Krakowie w 1977, i który w swoim portfolio ma także krótsze historie.



Możemy postrzegać ten komiks jako alegorię o lub wokoł tematu śmierci (lub czasu, dosłownie towarzysza lub wspólnika śmierci), ale także wokół tematu snu. Alegoria mogła by być tu słowem-kluczem. Pierwszą z postaci, którą poznajemy jest młodzieniec, wyglądem i cechami symbolicznymi przewodzący na myśl Tintina, Indianę Jonesa, Ziga i Puca, oraz całą serię młodych bohaterów poszukiwaczy przygód. Mści się on na Śmierci za porwanie mu domowego zwierzątka, ptaszka, i kiedy dostaje w prezencie wielkouchego psa, postanawia wyprawić się do pałacu Śmierci i „zabić ją”. Epizod, z którego dowiadujemy się tego wszystkiego nosi tytuł „Kara”. Związki symboliczno-hermetyczne są relatywnie przejrzyste, nawet jeśli występują pod przykrywką opowiadania utrzymanego w tonie dziecięcym: otwarta klatka, pionowy lot na inny poziom, wykłucie oka Śmierci czy nawet pies przewodnik dusz. Kolejnych pięć epizodów- nie przedstawionych chronologicznie- pokazuje to, co spotyka szereg postaci (oprócz tego, że spotykają także śmierć, czasami swoją własną) jako rodzaj buntu. Otyła kobieta uwodzi mężczyznę (sobowtór Harolda Lloyda), co kończy się dla niej krótką chwilą wyzwalającego lotu; niespełniony pisarz, który postanawia zawrzeć pakt z diabłem (i udaje mu się to, choć w sposób niezwykły); miot myszy, który mści się na kocie (odkrywając, że chodzi o diabła); detektyw, który poszukuje uprowadzonej dziewczynki i sam zostaje porwany (w tajemniczy sposób) podczas przedstawienia/teatrzyku kukiełkowego/seansu magicznego i stary kapelusznik, któremu scena śmierci kobiety daje natchnienie do stworzenia nowego wzoru kapelusza (kapelusza, którego używają wszystkie wspomniane wyżej postaci, co pozwala odtworzyć chronologię wydarzeń).



W każdym z epizodów obecność przedmiotów, postaci łatwo rozpoznawalnych, czy nawet uświęconych gestów, przywodzi na myśl określony porządek symboliczny, delikatnie przybrany w lekkie tony, który być może stara się wskazać inny stopień złożoności.


Z drugiej strony, mając na uwadze zapowiedzianą kontynuację komiksu, ta pozorna „rozłączność” może zostać zakończona jedną zespalającą puentą lub kontynuowana poprzez rosnącą złożoność kolejnych warstw i poprzez „rozciąganie” tej złożoności na bohaterów.


Mimo że dialogi i onomatopeje są tutaj rzadkością (nawet w scenie zapadnięcia się budynku), słowa są prawie zawsze obecne w tle, jako szyldy czy loga firm (furgonetka z logiem „Charon” przywołuje na myśl zabawy tego typu stosowane przez J.C. Fernadesa, choć autor portugalski zdaje się być w tym aspekcie bardziej subtelny niż Ryłko). W tym czarno-białym komiksie pojawia się w pewnym momencie czerwień, w kontrakcie, który zawiera z diabłem pisarz, wskazując w ten sposób poziom „poza” i/lub „ponad” opowieścią, w którą się wpisuje. Ten element w pewien sposób odzwierciedla ogólną tendencję omawianego komiksu, który pokazuje to, co zamyka na swoich kartach- historie, „widzialne” wydarzenia, „żywe” postacie- wskazując jednocześnie istnienie równoległej kontynuacji/ciągłości, poza nim samym.



Przypis: podziękowania dla Jakuba Jankowskiego (i Agnieszki Rusinowskiej) nie tylko za sprezentowanie komiksu, ale i za tłumaczenie i wymianę spostrzeżeń, które zaowocowały tym wpisem (informacje językowe i o autorze pochodzą oczywiście od JJ). [patrz poprzedni przyp. tłum.]



(tłum. qba)

środa, 21 maja 2008

Smutne Kolory





Jakiś czas temu Smutny Chłopiec spytał na swoim blogu, jaką opcję kolorystyczną przyjąć dla siebie w nowym komiksie z jego przygodami? W odcieniach szarości czy w prostej czerni i bieli? A ja podpowiadam: w pełnym kolorze!!! I usiadłem sobie któregoś dnia i podkolorowałem go trochę. Nie wydaje się Wam weselszy? Aby i oby życie Smutnego Chłopca nabrało kolorów!



qba

czwartek, 15 maja 2008

jeszcze o Bejy

Kuentro - kilka fotek w archiwum majowym.

qba

poniedziałek, 12 maja 2008

...from beja with kisses...

Errata: oto klip z festiwalu














IV Międzynarodowy Festiwal Komiksowy Beja (czyt. beża): 10-25 Maj 2008 (czyt. dwatysiąceosiem)



To pierwszy portugalski festiwal komiksowy, na który pRzYpAdKiEm dotarła część ekipy bloga z ograniczoną odpowiedzialnością. Prawdopodobnie jednak nie ostatni, ale póki co cichosza. Relacja w formie klipu obejmuje dwa pierwsze dni i pokazuje te miejsca, w które udało mi się dotrzeć mimo postępującego przeziębienia, które niechcący zafundował mi nasz oficjalny (do tej pory, obecnie zwolniony dyscyplinarnie za rozsiewanie zarazków) fotograf. Po kolei.



Beja to niewielkie miasteczko, stolica południowej części regionu Alentejo, w której po raz czwarty odbywa się drugi co do wielkości w Portugalii festiwal komiksowy. Program tegorocznej imprezy może przyprawić o zawrót głowy. Do obejrzenia jest łącznie 16 różnych ekspozycji, których największa część mieści się w Domu Kultury (tutaj też ma swoją siedzibę miejscowa Komiksoteka). W największym stopniu uwagę przykuwa oczywiście wystawa Dave’a McKeana i Gipiego, dwóch autorów doskonale znanych w Polsce.



Na wystawie niezwykle sympatycznego Anglika można z bliska zobaczyć prace, które posłużyły za okładki do serii Sandman, oryginalne plansze z Mr. Puncha i Azylu Arkham. Ekspozycję otwiera 6 plansz z komiksu Oko, który, jak twierdzą Portugalczycy, został wydany tylko u nich (przez wydawnictwo vitaminaBD w 2002 roku). Dopiero z bliska i na żywo widać z jakimi materiałami Dave McKean pracuje, np. w Azylu Arkham fragmenty koronkowego materiału i perły są przyklejone na namalowanej planszy, a to, co na okładce Sandmana wygląda jak drewniane przegródki jest nimi w rzeczywistości. Poza tym w gablotce możemy rzucić okiem na niektóre z okładek płyt wykonanych przez Anglika.





Jeśli chodzi o Gipi’ego, to w przeciwieństwie do Dave’a McKeana nie dotarł on do Bejy mimo tego, że był awizowany i uczestnicy festiwalu musieli zadowolić się samą wystawą, która zbiera oryginały z kilku komiksów autora.



Niemniej ciekawa była dla mnie wizyta i poznanie prac niemieckiego autora Martina toma Diecka. Bardzo zróżnicowana technika, niezwykła wyobraźnia, co sprawia, że z pracą autora będę musiał się w jakiś sposób zaznajomić. Druga głowa tego bloga, jako że szprecha po „niemieckiemu”, może w ciemno uderzać po oryginały i coś nam przybliżyć. Ale to może potrwać...



Z autorów portugalskich szczególnie zwracam uwagę na Susę Monteiro, której kreska przypomina Gipi’ego (do wglądu na klipie) i która na przyszły rok szykuje historię do scenariusza JCF w projekcie Black Box Stories (w planach pewnego polskiego wydawcy chyba się pojawia ten tytuł). Myślę, że może być ciekawie.



Kolejny autor, o którym nie mogę nie wspomnieć to João Lemos. W marcu 2008 roku zadebiutował w szeregach Marvela historią Avengers Fairy Tales, a obecnie tworzy serię Shiki dla Image Comics.



Oprócz wystaw program obejmuje też warsztaty action figures, sesję malowania komiksów na azulejos, projekcje filmowe (300, 30 dni nocy, Mirrormask Dave’a McKeana), turnieje na Playstation, quiz komiksowy (z 22 pytań znałem odpowiedź na dwa... w tym jedno o pochodzeniu Thorgala :-)) i wiele innych. Problemem jest to, że do Bejy jedzie się z Lizbony prawie 3h... Żeby zaliczyć wszystkie atrakcje trzeba by się tam przeprowadzić na dwa tygodnie...



Pisząc o tym festiwalu trzeba wspomnieć o jednym: festiwal w rozumieniu portugalskim różni się znacząco od festiwalu w naszym rozumieniu. WSK i MFK to w dużej mierze imprezy handlowe, dwie daty w roku, na które wydawcy i autorzy mobilizują się mocno, żeby przygotować bogatą ofertę tytułów. W Portugalii jest nieco inaczej... Z 2 zapowiedzianych na tegoroczny festiwal premier, ukazała się jedna... I jest to podobno normą, przynajmniej w ostatnich latach. Portugalski festiwal jest w pierwszej kolejności okazją do spotkania się całego środowiska komiksowego i podokazywania sobie, pożartowania, poimprezowania. Jest to o tyle fajne, że nie istnieje żadna granica między publicznością a autorami. Bardzo swobodnie można sobie było porozmawiać z głównym gościem, czyli z Davem McKeanem (pamięta on bardzo dobrze swoją wizytę w Polsce, bardzo mu się podobało i chciałby oczywiście wrócić; zdziwił się mocno sytuacją związaną z wydaniem Mr.Puncha w Polsce...), który był w Portugalii z żoną i synem (na zdjęciach z Markiem Albatrosem).



Zabawne jest to, w jaki sposób cały ten festiwal działa: oto główny szef, Paulo Monteiro, jest też przewodnikiem dla całej grupy uczestników. Tzn. to on daje hasło wymarszu z jednego miejsca w kierunku następnego, w którym w obecności całego peletonu jest otwierana kolejna wystawa. Wygląda to niesamowicie, kiedy przez miasto maszeruje sobie grupa komiksomaniaków. I tak z miejsca na miejsce aż do stołu, bo przecież zmęczonych i głodnych pielgrzymów trzeba nakarmić. Ten punkt programu, wspólna kolacja na otwartym powietrzu, bardzo wszystkich ożywił. Tym bardziej, że można było jeść i pić do woli i całkowicie za darmo. Zagranicznym gościom bardzo smakował bacalhau com natas i regionalne wina.



Oczywiście podczas festiwalu odbywają się też spotkania z autorami, ale trwają krócej niż u nas, oraz prezentacje. Wśród kilku różnych projektów przedstawionych w tym roku (fanzinowego kolektywu Terminal pod przewodnictwem Phermada z Algarve i projektu inspirowanego opowieściami grozy Lovecrafta oraz planów wydawnictwa Kingpin of Comics), najbardziej kibicowałem Albatrosom (Mark, Smutny João Mascarenhas i Gastão), tzn. nowopowstałemu wydawnictwu http://www.qualalbatroz.pt/, które ma w planach trzeci tom przygód Smutnego Chłopca oraz historię s-f w wykonaniu tajemniczego Gastão.



No i to tyle z festiwalu. Bardzo przyjemna impreza, która niesamowicie ożywia dosyć senne miasteczko w spokojnym i pięknym regionie Alentejo.



...from beja with kisses...


qba




piątek, 9 maja 2008

http://www.festivalbdbeja.net/

szalony reporter pRzYpAdKiEm tam jedzie!

qba

wtorek, 6 maja 2008

...co ma kogut z Barcelos do komiksu?




Na komiksy można trafić w przeróżnych miejscach. Ostatnia wycieczka do Barcelos zaowocowała wizytą na wystawie komiksowej, o czym pisałem w poprzednim poście, ale również spotkaniem trzeciego stopnia z komiksowym kogutem...


Koguciki z Barcelos to nie tylko symbol samego miasta, ale i turystyczny bibelot, który koniecznie trzeba ze sobą przywieść z wakacji w Portugalii. Tzw. musiszmieć :-) Muszę przyznać, że ja te koguciki bardzo lubię. Maluje się je na przeróżne kolory, wykonuje z wszelkich materiałów. Pamiętacie malowane krowy, które kiedyś stały w Warszawie? W Barcelos na mieście stoją koguciki. Jeden z nich został przyozdobiony kadrami, które składają się w komiks. Ale komiks nie byle jaki: opowiada on legendę o koguciku z Barcelos. Ogólnie chodziło o to, że pewien pielgrzym szedł do Santiago de Compostela i w Barcelos oskarżono go o przestępstwo, którego nie popelnił. Aby udowodnić swoją niewinność, podany podczas kolacji kogut miał ożyć i zapiać. No i stało się. Stąd i malowany kogut.


I kto powiedział, że komiks musi istnieć tylko na papierze, w formie drukowanej?


qba