poniedziałek, 1 grudnia 2008

Kobieciarze w Warszawie (26-30 listopad 2008)



Przybyli, zwiedzili, pogadali i pojechali. Było intensywnie i ciekawie. Program mieli napięty, bo oprócz spotkań z komiksiarzami, studentami i innymi artystami, zaplanowano kilka wywiadów i nagranie dla TVP Kultura (emisja podobno na początku stycznia). Z tego, co Pedro i João mówili w sobotę, mieli już serdecznie dość powtarzania pewnych rzeczy na temat komiksu, który powstał osiem lat temu (później samym komiksem zajmowali się tylko dorywczo; Pedro w tej chwili tworzy historyjkę pt. Margem Sul/Południowy brzeg, którą zaplanował na około 200 stron! A więc jest na co czekać; póki co powstała około jedna czwarta całości). Bardzo fajnie się złożyło, że w tym roku zostały opublikowane tłumaczenia komiksu Ty jesteś kobietą mojego życia, ona jest kobietą moich snów na francuski i polski, być może to da autorom dodatkowy impuls do tworzenia komiksów wspólnie (albo i osobno)? Ja nie mam nic przeciwko, jeśli ich kolejne prace w duecie będą tak dobre. Ale jeśli chodzi o publikację we Francji to szkoda, że autorów nie zaproszono również tam na promowanie swojego albumu. Z opowieści Pedro wynika, że francuskie wydanie „Kobiety” zostało zrobione „po partyzancku”, bez większego kontaktu z autorami (co zaowocowało fatalnym błędem w tłumaczeniu- kwestia kiedy Elsa po seksie z Tomasem pyta Nie doszedłeś we mnie? została przełożona na francuski jako Nie spenetrowałeś mnie?; to oczywiście pokazuje też nieznajomość, ze strony tłumacza, medium, z którym miał do czynienia i chyba pokazuje, że konieczne jest pisanie prac teoretycznych o tłumaczeniu komiksu; z drugiej strony, jeśli ktoś sięgnie po pozycje teoretyczne z zakresu tłumaczenia audiowizualnego, może się sam uświadomić na ile ważny jest związek słowa z obrazem i wszelkie ich interakcje) i bez proszonej wizyty. A w pRzYpAdKu Francji, która ma ogromny rynek komiksowy, chyba było by warto zrobić wszystko, aby komiks zaistniał, został zauważony, nie zniknął w zalewie innych tytułów. A co lepiej promuje sam komiks jeśli nie wizyta jego autorów?

Pedro Brito/Joao Fazenda w Warszawie (26-30 listopad 2008)

Pokaz slajdów powered by Picasa.

W Polsce zaczęło się na UW. Prezentacja była skróconą wersją tego, co następnego dnia autorzy zaprezentowali na ASP (tutaj podziękowania dla Daniela Chmielewskiego, który zorganizował to spotkanie). Pedro i João bardzo ciekawie pokazali jak ewoluował ich wspólny komiks od gry słownej w tytule (tak, tytuł był pierwszy, a cała historia została do niego dopisana), poprzez zapiski, szkice, wzajemne inspirowanie się scenarzysty i rysownika. Jeśli chodzi o rysunek, to można było zobaczyć ile wysiłku kosztowało João osiągnięcie efektu pospiesznego szkicu: planowanie układu planszy, szkic ołówkowy, potem tuszowanie i nakładanie plam. Można też było dowiedzieć się, że niektóre z rysunków w komiksie wykonał właśnie Pedro (co można poznać po nosach postaci, tych z tła). Bardzo obrazowo i sugestywnie poznaliśmy kulisy powstawania tego komiksu. No i co cieszy, na obu spotkaniach dopisała publiczność. Bez przesadnego tłoku, ale w sam raz. Trochę słabiej wypadło podpisywanie w CK, chociaż autorzy i tak przez 2 godziny byli zajęci autografowaniem rysunkowym i tekstowym. Również w CK swoje 20 min dostała TVP Kultura. W zasadzie wywiad był rzeczowy, ale nie dowiecie się z niego nic ponad to, co przeczytacie wcześniej (?) w wywiadach na AK, Motywie Drogi czy w najbliższym (?) Ziniolu. No i była jeszcze Tertúlia, choć na zasadach trochę innych niż oryginalnie odbywa się w Lizbonie (o tej piszę w gotowym już felietonie do kolejnego numeru pisma Splot). Nie było mnie tam (bo byłem na Biohazardzie), więc więcej nie dopowiem. Podobno João coś malował na ścianie, choć nie w takim rozmiarze jak tutaj:



A w sobotę trochę zwiedzania, pożegnalna kolacja z tradycyjnym polskim jedzeniem i piciem (tak, żubrówka była, panowie o niej słyszeli i pytali od pierwszego dnia pobytu, więc dostali- smakowało bestiom!), a potem tradycyjna polska parapetówka (no może nie do końca, bo w umeblowanym mieszkaniu…) u Basi, która w Łodzi nie poszła na MFK tylko na babeczki. Zemściłem się za to łącząc markerem kropki na jej ścianie :lol: (bez specjalnego entuzjazmu ze strony właścicieli). Na całe szczęście nie ma zdjęć z tego spotkania… Degustacji było sporo i troszkę się zmęczyliśmy. W międzyczasie Pedro machnął rysunek na okładkę iberystycznego pisma wydziałowego (pokażę jak już wyjdzie pismo), a potem rozdawaliśmy we trojkę (Pedro, João i ja) markerami autografy tatuażowe (najwięcej zrobiła sobie chyba Basia). Swój („Lizbon Lover") prezentuję:



Ma ten tatuaż chyba związek z tym komiksem:



Doczekałem się też fajnych rysunków z dedykacjami oraz alternatywnego zakończenia historyjki z El Bruto z tomiku Nem Carne, nem peixe!.



W tym wszystkim jest tylko jedna bardzo zła wiadomość, którą przekazał Pedro. To tylko plotka, tzn. nigdzie jeszcze jej nie zweryfikowałem, ale podobno wydawnictwo Devir, a dokładniej jego portugalski oddział, przestał istnieć… Może to niestety oznaczać problemy i opóźnienia w publikacji kolejnej Kapeli… Oby tak się nie stało, oby nie.

Panowie Brito i Fazenda wyglądali na bardzo zadowolonych z wizyty i zabawy. Nie wiem czy zmęczenie poprzedniej nocy jednak nie przeszkadzało im trochę w drodze powrotnej… Voltem sempre!

qba

pssst! a tu mnie Daniel uprzedził z relacją.

4 komentarze:

Ora pisze...

ech, ci kobieciarze... ;)
nie wiem, czy mialam najwiecej, ale na pewno te twoje bazgroly (wybacz, kuba) niebieskim markerem mi sie zmazac nie chcialy najdluzej.
a tej babeczki to mi chyba nie darujesz nigdy, co? :)

Anonimowy pisze...

tak jest, babeczki będę Ci wypominał długo jeszcze.

Jakie bazgroły? trzeba było się nie ruszać, to by wyszły ładniej :-) No i faktycznie, ten niebieski schodził trudno. Ale podobno kropki ze ściany zeszły spoko. Terz to chyba się kilka razy zastanowicie zanim mnie zaprosicie na jakąś imprezę :lol:

Pedro Brito pisze...

Meu Caro.
Primeiro de tudo gostava de agradecer a tua paciência comigo e com o João, a tua ajuda e companheirismo foram fantásticos. Tudo correu às mil maravilhas e estamos gratos por tudo, foi uma óptima experiência e óptimas pessoas. A vossa hospitalidade foi fenomenal. Tão cedo não vou esquecer.
Para além do mais, acredito que ganhei em ti um novo grande amigo.
Mantemos contacto!
Um grande Abraço de Portugal.

Anonimowy pisze...

Pedro, obrigado. Eh muito simpatico ler estas palavras tuas. O que eu fazia durante a vossa estadia na Polonia, nao o considero trabalho, mas sim, divertimento. E diverti-me imenso. Estamos em contacto, abrac,os e, espero, ate breve.
tgo