sobota, 29 listopada 2008

Co ma koncert do komiksu?




(kolejny komiksowy gadżecik: koszulka ze znakiem Punishera)

Wczoraj w Stodole wystąpił Biohazard (a na rozgrzewkę Faust Again- mój tata zwykł mawiać o zespołach, których słucham, że „to jest fizycznie męczące” i w pRzYpAdKu tej kapelki ja się zgodzę; być może na ich odbiór miał wpływ fakt, iż nie znałem nic z repertuaru? Ale naszła mnie też taka refleksja, że niewiele jest bendów, które są rozpoznawalne od pierwszej nuty, które wypracowały swój oryginalny styl i rzeźbią na scenie od 20 lat; a ja o zespole i zespół Biohazard usłyszałem po raz pierwszy 13 lat temu, na wycieczce klasowej w liceum- to była petarda, nigdy nie zapomnę pogowania do pierwszego albumu w jakieś przybudówce zakopiańskiego baru i pierwszego glebowania w młynku; myślę, że każda kapelka rozgrzewająca wczoraj, nie sprostałaby Biohazardowi; taki los saportów? Być może, a być może Faustowi nie jest pisane zostać zespołem rozpoznawalnym? Czas pokaże). Zagrali świetnie, ale to zdecydowanie nie był mój dzień. Zero siły na zabawę w młynku, a wojna była konkretna (po stronie strat zapisałem zerwany łańcuch od portfela, niestety… i jedną prawie-glebę, lądowałem na kolanku). Troszkę szkoda, że się nastrojowo i fizycznie nie zgrałem z wizytą chłopaków. Ale co tam, oni teraz wracają do juesej i biorą się za nową płytkę i podobno jeszcze do Nas przyjadą. A co, z punktu widzenia komiksowego musimy wiedzieć o Biohazardzie? A to, że intro do utworu Punishment pochodzi z pierwszej ekranizacji Punishera (według mnie z tej lepszej). Zresztą Punishment to jeden z moich ulubionych kawałków gwiazdy wczorajszego wieczora. Teraz pozostaje: czekać na 13 grudnia, nie spóźnić się na poranny pociąg do Wrocławia i nie upić przed koncertem zbytnio, aby wpuścili Nas do Hali Ludowej. Jakoś tak dziwnie i wspominkowo się zrobiło ostatnio jeśli chodzi o koncerty… No bo pierwszy mój poważny koncert to był wspólny gig Illusion, Flapjacka, Dynamind i Stillborn (chociaż nie mam pewności, że tak się nazywała ta kapelka) w Stodole w 1995 albo 1996- Illusion promował „trójkę”, naleźniki (:lol:) Fairplay, a Dynamind We can’t skate. To były czasy… Oczywiście muzycznie, żeby było również komiksowo, posłuchajcie sobie Punishment:



I niech hc będzie z Wami.

qba
pssst! no i przy okazji nadchodzi War Zone!

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mam wrażenie, że Biohazard jest jednym z tych "ciężkich i groźnych" zespołów, które robią największe wrażenie, na osobach, które na codzień nie słuchają tego typu muzyki i w momencie odkrycia Biohazardu padają rażone piorunem.

Gdy ja trafiłem na "bajohajo" byłem już zapoznaniu się z masą bardziej niezależnych hc zespołów (w tym Faust Again:) ) i po przesłuchaniu jakiejś płyty parę razy szybko o zespole zapomniałem.

Parę lat temu podobną funkcję sprawował Hatebreed chyba.

Albo to kolejny przykład zespołu-przeżycia pokoleniowego z lat 90, kiedy to ludzie jarali się pięcioma kapelami na krzyż, bo większa ilość nie była dostępna i to budowało potem w kraju pozycje RATMu, Metalliki itd

PKP pisze...

Mam mega kaca, więc pewnie napiszę za dużo i bez sensu...

Do Konrada: może nie tyle nie było dostępnych, co ludzie nie szukali innych kapel. Jeśli się już odkryło Pearl Jam albo RATM to się zostawało przy nich, bo człowiek wiedział, że nic lepszego nie znajdzie. Jakkolwiek przynajmniej były takie kapele, na które można było trafić. A teraz? Pewnie, że są The Killers, Muse i masa innych zespołów, które można zobaczyć na MTV 2, ale to już nie ta liga. Dzieciaki dalej noszą naszywki z Metallicą i Nirvaną. Pewnie tak już zostanie, że kolejne pokolenia odkrywają gigantów z przełomu lat 80 i 90.

A co do koncertu we Wrocku to sam chętnie bym się wybrał (tylko ta Coma trochę mnie odrzuca)

Anonimowy pisze...

co do Wrocka: no właśnie, Coma jest jedynym zespołem w zestawie, który mnie kompletnie nie interesuje. Próbowałem się przekonać, brat mi wciskał coś do posłuchania, ale nie weszło mi. Podobnie trochę jest obecnie z Hunterem- kiedyś dużo więcej ich słuchałem, dzisiaj już nie, ale koncertowo wypadają fajnie- ostatni raz widziałemm ich chyba na Hunterfeście 2 lata temu? Jakoś tak.

Biohazard w pierwszym zetknięciu mnie powalił- to było coś innego (słuchałem wtedy trochę rzeczy punkowych- Włochaty, De Facto, NOFX, Offspring, nawet Green Day'a :lol: albo jakiś dziwactw typu H-Blockx, Downset, była też Metallica, RATM). A od Biohazardu zaczęło się szukanie czegoś z półki HC. Fakt, z dostepnością muzy w większej skali był problem, ale to nie zmienia chyba zasadniczo faktu, iż jest jedna, ta najwyższa półka zespołów, powyżej której nic już nie postawisz. I każdy z nas ma taki ranking. Jak dla mnie Biohazard tam własnie się znajduje, a o ich wyjątkwości świadczy to, że cały czas ludzie ich słuchają, cały czas przybywa nowych fanów i ta muzyka nadal działa: na mnie, na innych, nawet w tej fatalnej jakości w jakiej nagrany jest pierwszy album. Podobnie mam z RATM, z na nowo odkrytym Faith no More, z Kyussem (a już QOTSA na ten przykład mi przeszedł) z Something Like Elvis, Illusion, Acids i masą innych kapel. Być może częściowo działa tutaj "prawo pierwszeństwa", z czego bierze się sentyment do danej grupy, ale to z pewnością nie tylko "to", to także dobra, i w wielu przypadkach ponadczasowa muzyka. I wiele jest zapewne takiej, która czeka aż ją odkryję i wgryzę się w nią od środka, od końca. A pki słucham sobie tych moich oldies z młodości :-)