poniedziałek, 28 lutego 2011

MAJA BABIČ KOŠIR: Pedro explained to me that fuck sounds worse than foda-se.



Zobaczcie, u nas wielka zadyma o przeklinanie (szopenowskie i moje felietonowe), a Portugalczycy robią wystawę słoweńskiej artystki pod takim tytułem... Czy portugalskie media zagrzmią? Czy obrazy zamalują, artystkę spalą na stosie, a galerię zamkną?

Portugalskie słowo "foder" oznacza "pierdolić" (w sensie "pieprzyć się", albo "lać na coś", albo jak się coś spierdoli, heh). "Foda-se" może oznaczać zatem "pierdol się" (choć lepiej wtedy powiedzieć "vai-te foder"), ale często jest funkcjonalnie używane jako "kurwa" po prostu.

Słowo od artystki:

Based on a true story. We should behave, yes? Yes, sir! Exploring what is left in between. Whats next? No clue. My brain is burned, I truly hope meditation can help.

A tutaj jej prace.

Miłego kurwa dnia, niech wam się nic nie spierdoli.

qba

niedziela, 27 lutego 2011

Cisza

Zamiast zeskrobywać wczoraj farbę ze ściany poszedłem z ukochaną na wieczór flamenco... Ubaw podobny, ale myślałem przynajmniej, że na chwilę odpocznę od Chopina. W zasadzie w temacie chyba już wszystko powiedziałem.

Zaczyna się nowy tydzień, można przejść do innych spraw, więc na koniec tylko dwie fotki z wczoraj. Koncert odbywał się w gmachu Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina. Cóż za złośliwy chichot usłyszałem gdzieś z tyłu głowy, kiedy spojrzałem nad drzwi wejściowe do sali koncertowej:



Chciałoby się rzec tylko "ciszej już o tym Chopinie". Chyba tak, ale jednak coś nie jestem przekonany, że do wszystkich dotarło sedno sprawy. Tymczasem Fryderyk dumnie i niewzruszenie pręży się w holu gmachu Akademii.



Mam nadzieję, że to była już ostatnia złośliwość losu, która mnie w tym temacie spotkała. A nagrodę za najlepszy materiał poświęcony sprawie i tak powinien zgarnąć Śledziu ;-)

qba

niedziela, 20 lutego 2011

Prawdziwy Man



Heh, tutaj więcej fotek. Tony Stark jest jednak niepoprawnym milionerem. Kto by pomyślał, że zawita na tegoroczny zjazd na byle czym. Niby sprzed tygodnia wieść, ale cały czas zabawna ;-)

Iron Qba

sobota, 19 lutego 2011

Nuty! Nuty! Nuty!

Ja mam przynajmniej trzy powody, żeby wpaść na Rebellion Tour 2011:

Madball ("pay attention to the lyrics" - to cytat z październikowego koncertu w Łodzi):



Wisdom in chains!



Devil in me (no nie spodziewałem się, że Portugalski HC dotrze do Polski! Kojarzę, że kiedyś jakieś straight edgowe kapelki widziałem na koncercie w PL):



HqbaC

czwartek, 17 lutego 2011

Nieznośny ciężar doktoratu



Efekt nieostrości na tym zdjęciu jest zamierzony. Całe ferie praktycznie pochłonęło mi dłubanie ostatnich rzeczy w doktoracie, skanowanie komiksów do załącznika, nanoszenie poprawek, rozjeżdżający się spis treści... Mało spałem od początku tego tygodnia, bo do 18 lutego, czyli do jutra, był czas na złożenie pracy, żeby wyrobić się z obroną na czerwiec (taka procedura...). Teraz mogę odetchnąć, ufff... A tak mniej więcej jak na zdjęciu wygląda właśnie moje pole widzenia przez niedospanie, jak przez mgłę widzę...



Ta imponujących rozmiarów praca jest napisana po portugalsku, ale dla porządku musi mieć na okładce tytuł polski, który brzmi Obraz słowa w komiksie i jego implikacje w procesie czytania. Komiks jako język, język komiksu, o tłumaczeniu wizualnym na przykładzie Zabójczego Żartu (porwałem się na porównanie tłumaczenia grafiki tekstu w trzech wersjach językowych... PL/PT/ENG) plus close viewing komiksów Fernandesa, Soaresa, Louro, Camary, Brito i Fazendy oraz masy innych autorów portugalskich.



Ten egzemplarz, jednostronny, to ostatni, który muszę zdać. Recenzencki, więc przekażę osobiście recenzentce. Dwustronny złożony dzisiaj w dziekanacie, promotorka też już ma swój, drugi recenzencki poleci do Lublina.



Jeśli rada wydziału, która będzie debatować nad tą cegłą, we wtorek chyba, nie będzie bruździć, a ja nie zawalę egzaminów z, kolejno, języka, filozofii (o żesz kurwa...) i kierunkowego (niestety stanęło na audiowizualnych technikach narracyjnych...), to w czerwcu odbędzie się publiczna obrona, po polsku ;-)

A co się wczoraj działo... przy drukowaniu... maszyny wysiadały, korki strzelały, ale dało radę. Jestem lżejszy o jakieś 300 PLN (cholera jasna, ile te kolorowe wydruki kosztują...). Doktorat ma 352 strony i płytę z pedeefem-załącznikiem, w którym są skany komiksów, jakieś 450 plansz... Ciekawe, czy poza wstępem, ktoś to wszystko przeczyta? A pan Krecik z ksera nie miał do bindowania aż tak wielkiego grzbietu, żeby to wszystko pomieścić, stąd dwa tomiszcza wyszły.

Ja tam jestem dumny, idę się upić i oglądać Lecha.

qba

niedziela, 6 lutego 2011

Niedzielne kazanie: idźcie i czytajcie Ziniola Cyfra+!

Gdzie jestem, kiedy nie ma mnie na pRzYpAdKiEm? Czasami na snowboardzie, czasami na rowerze, albo na piłce, kiedy indziej oglądam horrory. Dziś jestem tutaj.

qba- the crimson ghost.

piątek, 4 lutego 2011

Co człowiekowi w duszy gra i co stoi na jego półkach z płytami?

Chyba kilka razy wspominałem już w różnych notkach o muzyce w kontekście komiksu, prawda? Nie zlokalizuję w pamięci wszystkich pRzYpAdKóW, ale np. o Ghoultownie było stosunkowo niedawno. Ten tekst chodził mi po głowie już dłuższy czas, choć wiem, że jednym wpisem tematu nie wyczerpię. Tak, czy siak, kilka rzeczy mi się zebrało i dosyć długo składało w głowie, mniej więcej od czasu lektury tego wpisu.

Korn


Na początek kapelka, którą uwielbiałem kiedyś, Korn. Uwielbiałem za pierwsze trzy płyty, czwórkę też „kupiłem”, ale potem już niestety było po równi pochyłej w dół i z zespołem się rozstałem. Z czasów tzw. new metalu historia moich z nim spotkań do dziś jest wybiórcza, tzn. pojedyncze płyty jeszcze sobie posłuchuję. Inaczej jest tylko z Kornem i Deftonesami. Deftones w całości mi gra, a Korn w czterech pierwszych odsłonach. Chciałem zacząć od innego zespołu i komiksowej grafiki, ale jakoś włączyło mi się pierwszą płytę korniszonów, więc, jak zaczął wokalista w Blind, „are u ready?"



Oczywiście w pierwszej kolejności chodzi mi w kontekście tego wpisu o płytkę „Follow the leader”, chyba największą składnicę hiciorów zespołu. Jak dla mnie ten album bije na głowę nawet kornowe greatest hits. Okładkę zaprojektował i narysował Todd McFarlane. Oczywiście pasuje jak ulał do tytułu płyty, ale musi mieć też ten straceńczy rys, nawiązujący do dołujących i dosyć destrukcyjnych tekstów grupy. No bo pójście za liderem/przewodnikiem jasno wskazuje na grafice rzucenie się w przepaść, dosyć to złowieszcze, kiedy spojrzymy na uśmiechnięte facjaty dzieciaczków. I pomyśleć, że tej muzyki słuchały rozchwiane emocjonalnie nastolatki. Być może była to jednocześnie taka terapia i dla wokalisty, i dla zagubionych dzieciaków? No i ten klip, jeden z najlepszych jakie w życiu widziałem.



Okładka do “Issues” też była rysunkowa, a jeśli ktoś nie pamięta, to powstała ona w wyniku konkursu, który ogłoszono wśród fanów zespołu. Mi bardziej podobała się ta z rysunkiem kredą na ulicy, a najbardziej „komiksowa” była chyba ta z członkami zespołu o cerze manga-zombiaków w kaftanach bezpieczeństwa



Rob Zombie

Ten pan bardzo lubi komiksy i sam aktywnie w nich partycypuje. Komiksowa jest też często estetyka okładek płyt, nie tylko White Zombie, ale i późniejszych, z czasu, powiedzmy, solowej kariery. Zerknijcie na spis piosenek na płycie „La Sexorcisto”, przyozdobiony facjatami, jak z komiksu. Samo liternictwo również wygląda efekciarsko. Projekt rodem ze strony komiksowej, dobry patent na spis treści.



Ale jeszcze fajniej i bardziej pomysłowo jest na „Hellbilly deluxe”, gdzie layoutu komiksowej strony użyto dla przedstawienia tekstów piosenek: Superbeast i Dragula, plus do całostronicowej reklamy albumu:





Pomysłowe prawda? Tym bardziej, że do „Draguli” na tej stronie komiksowej pojawia się zapowiedź od narratora, przed tekstem właściwym utworu. Czyli nie jest to zwykła strona z komiksu, tzn. tekst utworu pod taką postacią – tekst utworu jest tylko jednym z elementów planszy. Kiedy oglądam czasami książeczki do płyt, to poraża mnie absolutny brak pomysłowości, czy też brak chęci zrobienia w nich czegoś innego. Rob Zombie pokazuje, że można. "Superbeast" na przykład ma tekst piosenki rozdzielony na "pasek" u góry (refren), który przypomina tego typu dodatki na okładkach amerykańskich zeszytówkach, ramki narracyjne i klasyczne dymki. Ogólnie te fragmenty książeczki do płyty bazują na estetyce, kojarzonej przede wszystkim z masowym komiksem amerykańskim.

American Splendor

Pomysłowa jest również książeczka do ścieżki dźwiękowej z tego filmu, w której „gadająca głowa” Harvey opowiada po kolei o utworach i artystach je wykonujących. W czerni i bieli ta ośmiostronicowa książeczka pojawiła się w komiksie „American Splendor: our movie year”. Według dat, którymi dysponuję, komiks wydano w 2004 roku, soundtrack mam z 2003. Czytając książeczkę natrafiamy na typową harveyową gadułę, do której przyzwyczaił w swoich komiksach i jako taki możemy tę książeczkę traktować. Być może dla wielu są to zwyczajne obrazki z tekstem w dymku komiksowym, ale bardzo dobrze odpowiadają one stylistyce komiksów Harvey'a.





Sick of it All

Ci panowie komiksowych okładek raczej nie robią, ale klipy już tak, a ten jest chyba najbardziej znany. Zresztą fantastyczny utwór, nawet bez klipu. Mój ulubiony z albumu „Yours Truly”, na którym oczywiście znajduje się sławny (lol) utwór „Cruelty”, którego tekst przyozdobiono popularnym hulkowym zawołaniem „It’s Clobberin’ time!!”, którym SOIA zatytułowali inny swój utwór, z wcześniejszych, wesołych czasów, spójrzcie tylko na to, co za moda (lol):





Słuchając tego utworu, ładnie się to zawołanie dopasowuje, prawda?

Na tym nie koniec rzecz jasna, bo w książeczce do albumu na żywo, „Live in a dive” (eeekstra koncertówka!!!), można sobie przeczytać dwunastostronicowy komiks, utrzymany w mocno graficarskiej stylistyce. Nie jest to komiks wybitny, czego można się było spodziewać. Stworzyli go Mark i Tim Pappa, zapewne kumple bendu. Komiks wykorzystuje logo zespołu, smoka, i nawiązuje bezpośrednio do „czwórki” (czyli muzyków tworzących grupę), z której połączenia narodzi się moc legendarnego smoka. Jak z kapitanem Planetą trochę. Zresztą, przeczytajcie sobie zajawkę z książeczki:



Green Day



Okładka albumu „Dookie” przypomina trochę Wilqowe okładki, tzn. duże zamieszanie i małe ludziki robią różne rzeczy. Fajny jest koncept w środku. Teksty utworów z całego albumu są powklejane na ścianach budynku, wzdłuż którego możemy sobie wędrować słuchając płyty. Całość oczywiście rysunkowa, prostą kreską, z odniesieniami rysunkowymi do tekstów. Zobaczcie to:



Dobry koncept z taką „podróżą rysunkowo-muzyczną”, bo zachęca do śledzenia płyty z książeczką w ręce. Pomysł z rozrysowaniem tekstów na ścianach, w formie plakatów/graffiti, plus dodatkowe rysuneczki, albo postaci, które na tej ulicy stoją, albo jakieś graffiti bohomazy na murach, jest prosty, ale jakże trafny. Jest zabawnie, ironicznie i zdrowo, bo spacerowanie to zdrowie. Przypomina mi to trochę sugerowaną chyba przez Eisnera (?), albo Mcclouda (?), mechanikę czytania zapisów hieroglificznych(?)/malarstwa egipskiego (?)[szukałem, ale nie mogę zlokalizować, a gdzieś o tym czytałem...], czyli konieczności poruszania się wzdłuż nich, a w ten sposób tworzenie ruchu. W tradycyjnym komiksie też taki ruch się tworzy, ale na trochę innych zasadach, bo przy tradycyjnie wydrukowanym kmiksie nie trzeba chodzić wzdłuż niego ;-). To jest ciekawy koncept w kontekście włączania różnych przedstawień w krąg badań historycznych nad komiksem. O, a ten utwór, to mój ulubieniec z płyty.

Ramones

Uła, legenda. Super koncert w zeszłym roku w Proximie. Zerknijcie na ten komiks, fotokomiks:







Trafił on na pierwszego brytyjskiego singla zespołu, a autorem jest John Huston z Punk Magazine. Oczywiście tekstem komiksu jest tekst utworu „Blitzkrieg Bop”, a wykonanie typowo DIY. Enjoy!



Mogwai

Na koniec zostawiłem sobie mojego wiernego towarzysza pracy. Ciężko się pracuje z muzyką HC w tle, albo z inną, w której ktoś śpiewa, więc mam taki zestaw płyt, instrumentalnych, które odpalam sobie, kiedy muszę się skoncentrować na pracy, ale nie mogę przy tej pracy zasnąć. Mogwai jest takim zespołem, innym, ostatnio odkrytym jest Oro Caldo. A mój ulubiony album Mogwaia to „Mr. Beast”. Okładka, przód i tył, to rysunki, jakby na kafelkach, autorstwa Amandy Church. Skoro rysunki są na kafelkach, to jednoznacznie widać podział na kwadraciki, albo na... kadry komiksowe. Albo nawet elementy puzzli. W książeczce do płyty te kafelki/puzzle/kadry zostają wyabstrahowane i umieszczone w taki sposób, że zajmują całą stronę. Kolejność nie jest chyba pRzYpAdKoWa. Pomieszano tutaj wewnątrz rysunki z przodu okładki i z tyłu. Co daje fantastyczne efekty. Takie zestawienie koło siebie tych elementów uruchamia moją wyobraźnię w poszukiwaniu jakiejś linii narracyjnej, a ja lubię myśleć, że ktoś mi tutaj chce opowiedzieć historię. Bardzo różne znaczenia mogą się tutaj stworzyć, wszystko zależy od naszej wyobraźni, a muzyka Mogwaia działa na wyobraźnię doskonale. Zobaczcie, przód:



I tył:



A to środek:



Trybiki ruszyły? Można tutaj stworzyć masę opowieści. Można potraktować te "zestawienia" jako zmiany punktu widzenia, znaczeniowy montaż. Można też porównać okładkę "Mr. Beasta" do podobnych tego typu trików, które komiksiarze bardzo lubią stosować, czyli do dzielenia jednego rysunku na kilka/kilkanaście kadrów, które tworzą przy całościowym spojrzeniu na stronę jeden większy rysunek. Ten efekt narracyjny rozbija nam jedną scenę na kilkanaście momentów, dziejących się w bardzo krótkim czasie, zwraca uwagę na detale sceny, jest wyższą formą manifestacji subiektywnego spojrzenia artysty na scenę, którą chce pokazać. Zależnie od umieszczenia/nie umieszczenia tekstu narracyjnego/dialogowego na tego typu planszy, artysta albo odmierza czas w sekwencji i zwraca uwagę na detale, albo tylko zwraca uwagę na detale danej sceny. Myślę, że przy odrobinie wyobraźni można w taki sposób czytać mogwaiową okładkę, a do lektury bardzo dobrze nadaje się muzyka zespołu.

Słówko na koniec

Temat związków komiksu z muzyką/muzyki z komiksem to rzecz fascynująca. Można do tematu podejść na wiele sposobów. Można szukać graficznych rozwiązań stosowanych w projektach okładek i książeczek płyt, które czerpią garściami z estetyki komiksowej. Można szukać tekstów, które inspirują się komiksem (International Superheroes of Hardcore). Można szukać bardziej skomplikowanych przeniesień komiksu, na przykład na kompozycję albumu. Można śledzić muzyczne działania autorów komiksowych (Gerad Way, Crumb etc.) Temat rzeka, który marzy mi się okiełznać.

Hey! Ho! Let’s go!

środa, 2 lutego 2011

Ha!

Zajrzyjcie sobie na tego bloga.

Jeśli ktoś uważa, że pisanie w Polsce o komiksie portugalskim (takie było wstępne moje pRzYpAdKoWe założenie, ale chyba jest już trochę nieaktualne...) to jest dziwactwo, to pewnie ma trochę racji. To w związku z pRzYpAdKiEm piszę, a nie z tym blogiem, którego polecam ;-). Fajnie, że na planecie mamy wariatów, w tym pozytywnym znaczeniu słowa, którzy, są Polakami (w tym wypadku Polką) i robią komiksy po portugalsku (przynajmniej JEDEN komiks). Zobaczcie tutaj sobie - kolega podesłał mi ten namiar.

Kasia Szaulińska rysuje powieść graficzną. Kasia Szaulińska, cholera, to nazwisko brzmi mi znajomo... tylko skąd?

Crimson Ghost