piątek, 4 lutego 2011

Co człowiekowi w duszy gra i co stoi na jego półkach z płytami?

Chyba kilka razy wspominałem już w różnych notkach o muzyce w kontekście komiksu, prawda? Nie zlokalizuję w pamięci wszystkich pRzYpAdKóW, ale np. o Ghoultownie było stosunkowo niedawno. Ten tekst chodził mi po głowie już dłuższy czas, choć wiem, że jednym wpisem tematu nie wyczerpię. Tak, czy siak, kilka rzeczy mi się zebrało i dosyć długo składało w głowie, mniej więcej od czasu lektury tego wpisu.

Korn


Na początek kapelka, którą uwielbiałem kiedyś, Korn. Uwielbiałem za pierwsze trzy płyty, czwórkę też „kupiłem”, ale potem już niestety było po równi pochyłej w dół i z zespołem się rozstałem. Z czasów tzw. new metalu historia moich z nim spotkań do dziś jest wybiórcza, tzn. pojedyncze płyty jeszcze sobie posłuchuję. Inaczej jest tylko z Kornem i Deftonesami. Deftones w całości mi gra, a Korn w czterech pierwszych odsłonach. Chciałem zacząć od innego zespołu i komiksowej grafiki, ale jakoś włączyło mi się pierwszą płytę korniszonów, więc, jak zaczął wokalista w Blind, „are u ready?"



Oczywiście w pierwszej kolejności chodzi mi w kontekście tego wpisu o płytkę „Follow the leader”, chyba największą składnicę hiciorów zespołu. Jak dla mnie ten album bije na głowę nawet kornowe greatest hits. Okładkę zaprojektował i narysował Todd McFarlane. Oczywiście pasuje jak ulał do tytułu płyty, ale musi mieć też ten straceńczy rys, nawiązujący do dołujących i dosyć destrukcyjnych tekstów grupy. No bo pójście za liderem/przewodnikiem jasno wskazuje na grafice rzucenie się w przepaść, dosyć to złowieszcze, kiedy spojrzymy na uśmiechnięte facjaty dzieciaczków. I pomyśleć, że tej muzyki słuchały rozchwiane emocjonalnie nastolatki. Być może była to jednocześnie taka terapia i dla wokalisty, i dla zagubionych dzieciaków? No i ten klip, jeden z najlepszych jakie w życiu widziałem.



Okładka do “Issues” też była rysunkowa, a jeśli ktoś nie pamięta, to powstała ona w wyniku konkursu, który ogłoszono wśród fanów zespołu. Mi bardziej podobała się ta z rysunkiem kredą na ulicy, a najbardziej „komiksowa” była chyba ta z członkami zespołu o cerze manga-zombiaków w kaftanach bezpieczeństwa



Rob Zombie

Ten pan bardzo lubi komiksy i sam aktywnie w nich partycypuje. Komiksowa jest też często estetyka okładek płyt, nie tylko White Zombie, ale i późniejszych, z czasu, powiedzmy, solowej kariery. Zerknijcie na spis piosenek na płycie „La Sexorcisto”, przyozdobiony facjatami, jak z komiksu. Samo liternictwo również wygląda efekciarsko. Projekt rodem ze strony komiksowej, dobry patent na spis treści.



Ale jeszcze fajniej i bardziej pomysłowo jest na „Hellbilly deluxe”, gdzie layoutu komiksowej strony użyto dla przedstawienia tekstów piosenek: Superbeast i Dragula, plus do całostronicowej reklamy albumu:





Pomysłowe prawda? Tym bardziej, że do „Draguli” na tej stronie komiksowej pojawia się zapowiedź od narratora, przed tekstem właściwym utworu. Czyli nie jest to zwykła strona z komiksu, tzn. tekst utworu pod taką postacią – tekst utworu jest tylko jednym z elementów planszy. Kiedy oglądam czasami książeczki do płyt, to poraża mnie absolutny brak pomysłowości, czy też brak chęci zrobienia w nich czegoś innego. Rob Zombie pokazuje, że można. "Superbeast" na przykład ma tekst piosenki rozdzielony na "pasek" u góry (refren), który przypomina tego typu dodatki na okładkach amerykańskich zeszytówkach, ramki narracyjne i klasyczne dymki. Ogólnie te fragmenty książeczki do płyty bazują na estetyce, kojarzonej przede wszystkim z masowym komiksem amerykańskim.

American Splendor

Pomysłowa jest również książeczka do ścieżki dźwiękowej z tego filmu, w której „gadająca głowa” Harvey opowiada po kolei o utworach i artystach je wykonujących. W czerni i bieli ta ośmiostronicowa książeczka pojawiła się w komiksie „American Splendor: our movie year”. Według dat, którymi dysponuję, komiks wydano w 2004 roku, soundtrack mam z 2003. Czytając książeczkę natrafiamy na typową harveyową gadułę, do której przyzwyczaił w swoich komiksach i jako taki możemy tę książeczkę traktować. Być może dla wielu są to zwyczajne obrazki z tekstem w dymku komiksowym, ale bardzo dobrze odpowiadają one stylistyce komiksów Harvey'a.





Sick of it All

Ci panowie komiksowych okładek raczej nie robią, ale klipy już tak, a ten jest chyba najbardziej znany. Zresztą fantastyczny utwór, nawet bez klipu. Mój ulubiony z albumu „Yours Truly”, na którym oczywiście znajduje się sławny (lol) utwór „Cruelty”, którego tekst przyozdobiono popularnym hulkowym zawołaniem „It’s Clobberin’ time!!”, którym SOIA zatytułowali inny swój utwór, z wcześniejszych, wesołych czasów, spójrzcie tylko na to, co za moda (lol):





Słuchając tego utworu, ładnie się to zawołanie dopasowuje, prawda?

Na tym nie koniec rzecz jasna, bo w książeczce do albumu na żywo, „Live in a dive” (eeekstra koncertówka!!!), można sobie przeczytać dwunastostronicowy komiks, utrzymany w mocno graficarskiej stylistyce. Nie jest to komiks wybitny, czego można się było spodziewać. Stworzyli go Mark i Tim Pappa, zapewne kumple bendu. Komiks wykorzystuje logo zespołu, smoka, i nawiązuje bezpośrednio do „czwórki” (czyli muzyków tworzących grupę), z której połączenia narodzi się moc legendarnego smoka. Jak z kapitanem Planetą trochę. Zresztą, przeczytajcie sobie zajawkę z książeczki:



Green Day



Okładka albumu „Dookie” przypomina trochę Wilqowe okładki, tzn. duże zamieszanie i małe ludziki robią różne rzeczy. Fajny jest koncept w środku. Teksty utworów z całego albumu są powklejane na ścianach budynku, wzdłuż którego możemy sobie wędrować słuchając płyty. Całość oczywiście rysunkowa, prostą kreską, z odniesieniami rysunkowymi do tekstów. Zobaczcie to:



Dobry koncept z taką „podróżą rysunkowo-muzyczną”, bo zachęca do śledzenia płyty z książeczką w ręce. Pomysł z rozrysowaniem tekstów na ścianach, w formie plakatów/graffiti, plus dodatkowe rysuneczki, albo postaci, które na tej ulicy stoją, albo jakieś graffiti bohomazy na murach, jest prosty, ale jakże trafny. Jest zabawnie, ironicznie i zdrowo, bo spacerowanie to zdrowie. Przypomina mi to trochę sugerowaną chyba przez Eisnera (?), albo Mcclouda (?), mechanikę czytania zapisów hieroglificznych(?)/malarstwa egipskiego (?)[szukałem, ale nie mogę zlokalizować, a gdzieś o tym czytałem...], czyli konieczności poruszania się wzdłuż nich, a w ten sposób tworzenie ruchu. W tradycyjnym komiksie też taki ruch się tworzy, ale na trochę innych zasadach, bo przy tradycyjnie wydrukowanym kmiksie nie trzeba chodzić wzdłuż niego ;-). To jest ciekawy koncept w kontekście włączania różnych przedstawień w krąg badań historycznych nad komiksem. O, a ten utwór, to mój ulubieniec z płyty.

Ramones

Uła, legenda. Super koncert w zeszłym roku w Proximie. Zerknijcie na ten komiks, fotokomiks:







Trafił on na pierwszego brytyjskiego singla zespołu, a autorem jest John Huston z Punk Magazine. Oczywiście tekstem komiksu jest tekst utworu „Blitzkrieg Bop”, a wykonanie typowo DIY. Enjoy!



Mogwai

Na koniec zostawiłem sobie mojego wiernego towarzysza pracy. Ciężko się pracuje z muzyką HC w tle, albo z inną, w której ktoś śpiewa, więc mam taki zestaw płyt, instrumentalnych, które odpalam sobie, kiedy muszę się skoncentrować na pracy, ale nie mogę przy tej pracy zasnąć. Mogwai jest takim zespołem, innym, ostatnio odkrytym jest Oro Caldo. A mój ulubiony album Mogwaia to „Mr. Beast”. Okładka, przód i tył, to rysunki, jakby na kafelkach, autorstwa Amandy Church. Skoro rysunki są na kafelkach, to jednoznacznie widać podział na kwadraciki, albo na... kadry komiksowe. Albo nawet elementy puzzli. W książeczce do płyty te kafelki/puzzle/kadry zostają wyabstrahowane i umieszczone w taki sposób, że zajmują całą stronę. Kolejność nie jest chyba pRzYpAdKoWa. Pomieszano tutaj wewnątrz rysunki z przodu okładki i z tyłu. Co daje fantastyczne efekty. Takie zestawienie koło siebie tych elementów uruchamia moją wyobraźnię w poszukiwaniu jakiejś linii narracyjnej, a ja lubię myśleć, że ktoś mi tutaj chce opowiedzieć historię. Bardzo różne znaczenia mogą się tutaj stworzyć, wszystko zależy od naszej wyobraźni, a muzyka Mogwaia działa na wyobraźnię doskonale. Zobaczcie, przód:



I tył:



A to środek:



Trybiki ruszyły? Można tutaj stworzyć masę opowieści. Można potraktować te "zestawienia" jako zmiany punktu widzenia, znaczeniowy montaż. Można też porównać okładkę "Mr. Beasta" do podobnych tego typu trików, które komiksiarze bardzo lubią stosować, czyli do dzielenia jednego rysunku na kilka/kilkanaście kadrów, które tworzą przy całościowym spojrzeniu na stronę jeden większy rysunek. Ten efekt narracyjny rozbija nam jedną scenę na kilkanaście momentów, dziejących się w bardzo krótkim czasie, zwraca uwagę na detale sceny, jest wyższą formą manifestacji subiektywnego spojrzenia artysty na scenę, którą chce pokazać. Zależnie od umieszczenia/nie umieszczenia tekstu narracyjnego/dialogowego na tego typu planszy, artysta albo odmierza czas w sekwencji i zwraca uwagę na detale, albo tylko zwraca uwagę na detale danej sceny. Myślę, że przy odrobinie wyobraźni można w taki sposób czytać mogwaiową okładkę, a do lektury bardzo dobrze nadaje się muzyka zespołu.

Słówko na koniec

Temat związków komiksu z muzyką/muzyki z komiksem to rzecz fascynująca. Można do tematu podejść na wiele sposobów. Można szukać graficznych rozwiązań stosowanych w projektach okładek i książeczek płyt, które czerpią garściami z estetyki komiksowej. Można szukać tekstów, które inspirują się komiksem (International Superheroes of Hardcore). Można szukać bardziej skomplikowanych przeniesień komiksu, na przykład na kompozycję albumu. Można śledzić muzyczne działania autorów komiksowych (Gerad Way, Crumb etc.) Temat rzeka, który marzy mi się okiełznać.

Hey! Ho! Let’s go!

Brak komentarzy: