niedziela, 14 lutego 2010

pRzYpAdKi portugalskie 23

Hmm, w zasadzie ten wpis nie będzie o komiksie portugalskim, a o trzech tytułach internetowych kolektywu Transmission X, których papierowy preview ukazał się w tłumaczeniu na portugalski w zeszłym roku. Co, kto, dlaczego i za ile? Na te pytania odpowiedzi padną za chwilę.



Portugalskie wydawnictwo Kingpin Books to bardzo ciekawie rozwijający się projekt, który zaczynał od zróżnicowanych treściowo komiksowych fanzinów, aby stopniowo zająć się wydawaniem pełnoprawnych albumów krajowych (Mucha, Wzór na Szczęście). Na tym tle papierowe wydanie tx comics to bardzo śmiała inwestycja, pierwsze na świecie książkowe wydanie prac transmission x dostępnych on-line. Kingpin, jak na ksywkę przystało, uruchomił również sklep sprzedaży stacjonarnej w Lizbonie, który łączy w sobie powierzchnię handlową z galerią komiksową (praktyka zastosowana również przez Mundo Fantasma w Porto, który swoją nazwę wziął od portugalskiego tłumaczenia tytułu takiego jednego komiksu, skądinąd znanego w Polsce, pod tytułem Ghost World- ha, czyli tłumaczenie tytułu można jednak zrobić i myślę, że czasami mylnie wmawiamy sobie, że po angielsku lepiej brzmi, a po polsku jakoś tak śmiesznie, zamiast lansować modę na tłumaczenie często niejednoznacznych i dziwacznych, acz intencjonalnych, tytułów oryginalnych).

Albumik ten, wydany w formacie poziomym to 74 strony, na których zaprezentowano prologi następujących historii: Sin titulo Camerona Stewarta, Kukuburi Ramona Pereza i The abominable Charles Christopher Karla Kerschla.



Sin titulo to według opisu na wpół autobiograficzny thriller z motywem przewodnim powracającego snu o spacerze po plaży. Główny bohater, Alex, w rzeczach zmarłego dziadka odnajduje fotografię tajemniczej i atrakcyjnej kobiety. Postanawia dowiedzieć się, kim jest owa kobieta, co wrzuca go w sam środek świata niebezpiecznego i surrealistycznego. Całość narysowana bardzo fajną kreską, z grubymi konturami, kolorystycznie utrzymana w ograniczonej palecie barw.



Kukuburi opowiada historię kuriera-dziewczyny , która hoduje w domu super fajnego kameleona, i która jest wiecznie spóźniona. Trafia do przedziwnego i fascynującego świata, w którym oszałamiają kolory i mnogość nowych, przedziwnych form, z których jednak nie wszystkie są przyjacielskie. Nadia, bo tak nazywa się główna bohaterka, podróżuje przez ten świat w towarzystwie swojej przedziwnie spersonifikowanej podświadomości, a w zasadzie należałoby napisać- skameleonizowanej podświadomości… Rysunkowo to nie moja bajka, ale zaintrygowany jestem dalszymi losami Nadii.



The abominable Charles Christopher w tym zestawieniu to mój faworyt. Rysunkowy i treściowy faworyt. Poznajemy tutaj, hmm, Yeti’ego? Ale takiego całkowicie dobrodusznego Yeti’ego, który szuka swojego miejsc pośród stworzeń, zamieszkujących mistyczny las. Wraz z nim dowiadujemy się, kim jest i dokąd zmierza. To bardzo fajny, przepięknie narysowany przygodowy komiks. Taki cieplutki futrzak wśród komiksów.

No właśnie, tyle tylko o treści samych komiksów (każdy może rzucić okiem na strony, gdzie są publikowane), teraz słów kilka o idei takiej publikacji. Spędzam przed komputerem lwią część każdego dnia, bo służy mi on do pracy, rozrywki i kontaktu ze światem. Jeśli chodzi o komiksy, to zdecydowanie tę część rozrywkową niemalże każdego mojego dnia spędzam z komiksem w dłoni, a nie wlepiając się w ekran. Jakoś jest mi przyjemniej przewracać strony, czuć zapach drukarni, a nie klikać i pochłaniać promieniowanie z ekranu płynące. Czasami czytam jakieś paski na stronach, ale dłuższych fabuł nie. Męczy mnie to. W ten sposób omija mnie masa ciekawych tytułów, czego dowód otrzymałem po zapoznaniu się z opisywanym dziś produktem, bo każda z tych historyjek mnie wciągnęła i każdą bym chętnie przeczytał w całości, ale… No właśnie, ale musiałbym to zrobić on-line, z czym mi nie po drodze. To wydanie książkowe kupiłem ponad miesiąc temu, przeczytałem i od tego czasu, aż do dziś, nie zajrzałem na strony internetowe żadnej z serii. I stąd moje wątpliwości, co do sensowności takiego rodzaju publikacji. Jeśli to tylko preview, odsyłający po więcej do Internetu, to nie zdał u mnie egzaminu. Jest tyle rzeczy na papierze do czytania, że fizycznie brakuje czasu na dodatkowe wyszukiwanie sobie atrakcji w sieci. Wyjątkiem może być coś naprawdę kapitalnego, ale moja reakcja po przeczytaniu tego albumiku, ograniczyła się do bycia zaintrygowanym, a nie do odczucia jakiegoś spektakularnego wow! To są fajne historie, ale nie na tyle, żeby nurkować za nimi bez pamięci w cyberprzestrzeń kosztem papierowych tytułów.

Możemy ten albumik potraktować jako katalog wystawy autorów, która odbyła się w zeszłym roku podczas festiwalu w Amadorze. Tam też i wtedy miała publikacja ta swoją premierę. I w ten sposób sprawdza się znakomicie, choć jak na katalog w takim wydaniu cena prawie 13 euro trochę odstrasza…

Jest i trzecie wyjście, za które po cichutku ściskam kciuki: że będzie kontynuacja tego tomiku na papierze. Jeśli nie, to jest to strzał w próżnię, bo myślę, że niewielu ludzi wyda pieniądze na coś, co za darmo jest dostępne w sieci. Jednak większość komiksowych czytelników to pragmatycy, a nie takie trwoniące kasę typki jak ja. Przyznaję, że kupiłem ten komiks z pełną świadomością istnienia zawartych w nim historii w Internecie, a zrobiłem tak tylko z niechęci mojej do czytania komiksów z ekranu. Dopiero później zastanowiłem się nad tymi wszystkimi rzeczami, o których napisałem powyżej… Nie mam zbyt dobrze rozwiniętego poczucia praktyczności, mam za to kolejny komiks i z każdym zakupem mniej pomysłów, gdzie to wszystko pomieścić. A ten wpis to po części moje pytanie o to, co z komiksem będzie w przyszłości? Zdawało się, że Internet i jego techniczne możliwości rzucą historyjki obrazkowe w wirtualne bytowanie, a tu nagle okazuje się, że komiks internetowy zostaje wydany na papierze (a nie jest przecież jedyny taki pRzYpAdEk, bo boli.blog również wskoczył na papier, a niedługo już w polskim tłumaczeniu Niewidzialne Światy Betteo, które w całości wisiały na blogu autora, aż do momentu podjęcia przez Taurusa decyzji o wydaniu tego komiksu w Polsce). Bądź tu mądry i powiedz, o co chodzi? Wygrywa przyzwyczajenie? Tradycja? Przekonanie o jakiejś większej wartości tego, co wydrukowane i namacalne?

qba- the impossible paper warrior

pssst! Dobra, przyznaję się: pomysł na dzisiejszy wpis sprawił, że doczytałem z netu The abominable Charles Christopher (a na tapetę komputera trafiła grafika z komiksu…), ale nie zmienia to faktu, że to właśnie pasja pisania o komiksie mnie popchnęła do tej lektury, a nie wydrukowany preview. Ten tylko zapoczątkował proces. No, ale skoro połowę dzieła dokonał, kto zaczął…

Brak komentarzy: