poniedziałek, 27 lutego 2012

Po wczorajszym koncercie: Misfits na dziś

Kolejne marzenie koncertowe spełnione. Mam gdzieś to, że to nie The Misfits, że bez Danziga, że nawet bez Gravesa. Nie mam zastrzeżeń do repertuaru – były takie rzeczy, których kompletnie się nie spodziewałem (nie było fajnie pasującego na zakończenie koncertu „Fiend Club”, ale trudno). Mam za to poważne zastrzeżenia do klubu Proxima – szatnia to jedno (nie wróżę wielkiej kariery zawodowej ludziom, dla których za trudne jest odwieszanie rzeczy na wieszaki i potem ich wydawanie), tradycyjnie jak coś musi wyprowadzić z równowagi, to wyprowadzi. Ohydne piwo z zawartością alkoholu poniżej zera, to drugie. Ale nad tym to jeszcze do porządku koncertowego można przejść. Za to kiedy ktoś tak maksymalnie spierdoli nagłośnienie, to to jest kpina z publiki. Nie jestem specjalistą od nagłośnienia, ale jeśli niektóre piosenki poznaje się dopiero w połowie, to coś musi być nie halo. Pierwsze trzy utwory to była jakaś masakra – na moje ucho rozjechało się w nich wszystko. Potem było nieznacznie lepiej, ale i tak bez znajomości tekstów nie dałoby rady się dobrze bawić. Fuck off dla ekipy nagłaśniającej – brawa dla kapeli, która udowodniła, że można na koncercie zagrać przekrojowy materiał, mimo nowej płyty, którą się promuje na trasie.



Crimson Ghost

2 komentarze:

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Za to kiedy ktoś tak maksymalnie spierdoli nagłośnienie, to to jest kpina z publiki. Nie jestem specjalistą od nagłośnienia, ale jeśli niektóre piosenki poznaje się dopiero w połowie, to coś musi być nie halo. "

Dobrze że to piszesz. Pierdole, nie jadę na Marka Lanegana. Też ma być w marcu w Proximie.

Mógłbym wchodzić na masy (z założenia fajnych, interesujących mnie ) koncertów za darmola ale nie jeżdżę niemal na nic. Latem fajnie wyskoczyć gdzieś wypić piwo przy tych pierdziawkach... ale nie uśmiecha mi się zimą, jak za kare przemierzać pół polski żeby usłyszeć trochę buczenia (no chyba , że to drony jakieś).

tO mY: pisze...

Wiesz, w Proximie czasami nie jest aż tak źle. Marky Ramones Blitzkrieg nawet w miarę był. Dawno temu SOIA przezajebiszczo wyszła, ale przy tej kapeli to akurat ja jestem bezkrytyczny, więc nie należy brać mojego zdania pod uwagę.

Na własną odpowiedzialność zatem wypad robisz, a ryzyko powtórki z rozrywki jest spore.

pozdrrr