Craiga Thompsona polscy czytelnicy znają głównie dzięki Timofowi, który w okolicach Gwiazdki 2k6 wydał jego najpopularniejsze dzieło - Blankets. Komiks zebrał świetne recenzje - i nie mogę powiedzieć, że niezasłużenie. Autobiograficzna historia o pierwszej miłości, dorastaniu, pierwszej miłości, religii, pierwszej miłości i śniegu wciąga jak nic innego - przez ponad 500 stron komiksu czytelnik nie zauważa niczego, co się dookoła niego dzieje. A jak już kończy i stwierdza, że rzecz jest świetna, spędza kolejne 15 minut na przewracaniu stron i szukaniu swoich ulubionych scen.
Naturalnie każdy, kto czyta wstępy, opisy i recenzje wie, że "Blanketsy" nie były pierwszym komiksem tego autora - wcześniej stworzył on coś o nazwie Good-bye, Chunky Rice. No wszystko fajnie, niby wygrało jakieś nagrody, ale skoro tego nie wydali jako pierwszego, to znaczy, że gorsze. Prawda? Nie.
Dużo krótsza historia, wydana w zupełnie innym formacie doczekała się aż sześciu różnych wydań od 1999 roku. Jeśli samo to o czymś nie świadczy, to napiszę więcej: bardzo sympatyczna kreska (nie mająca prawie niczego wspólnego z tą, jaką Thompson operuje obecnie), barwne postaci, wątki, zakończenie... Opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, miłości i tęsknocie. I kilku innych rzeczach - nie chcę zdradzać więcej. Całość przeczytałem od deski do deski, nie zważając na stygnącą herbatę, ludzi dobijających się na GG i dzwoniący telefon. Musiszmieć dla każdego fana komiksów i w gruncie rzeczy jeden z najlepszych moich zakupów ostatniego półrocza.
Na sam koniec chciałbym wspomnieć o ostatnim projekcie Craiga - Carnet de Voyage. W zasadzie ciężko tu mówić o kolejnej, złożonej historii tworzonej przez lata (taką ma być HABIBI) - Carnet to zbiór szkiców z trzech miesięcy podróży, jaką w 2004 roku odbył Thomspon po Europie - opowiada on o swojej wizycie we Francji, Maroko i Barcelonie (pokrótce wspominając także o wypadzie do Szwajcarii). Tak jak w przypadku Blankets, nie boi się mówić o swoim życiu prywatnym - sporo wzmianek dotyczy ostatniego związku Craiga, jak i o jego problemach z artretyzmem (możecie sobie wyobrazić, co to znaczy dla kogoś, kto jeździ od miasta do miasta rysując dziennik i podpisując książki).
Świetne szkice miast, natury i ludzi, rozważania autora na różne tematy i jego reakcje na kulturę europejską. Cóż więcej można powiedzieć? Przyjemny przerywnik między dwoma wielkimi dziełami Thompsona.
Nie rozumiem tylko, czemu niemieckie wydawnictwo REPRODUKT tłumaczyło tytuł (Tagebuch einer Reise). Ale to chyba u Niemców standard - z Death in a strange country robią Endstation Venedig, a ze Split second Chance - Die zweite Chance.
Blog autora (Eng.)
mtz
1 komentarz:
tak, Chunky Rice :-) nie przypadkiem z tego komiksu pochodzi moj aktualny cytat ;-)
Prześlij komentarz