piątek, 11 kwietnia 2008

on the way to splendor

...old sql splendor... American Splendor (2004)


Harvey Pekar o życiu. O swoim życiu. Najpierw na kartach komiksu rysowanego przez Roberta Crumba, potem na ekranie.


Są takie filmy, o których słyszy się dużo i chce się je obejrzeć, ale jakoś zawsze coś staje na przeszkodzie. Kiedyś tak miałem z Być jak John Malkovich. Ile razy siadałem do jego oglądania, tyle razy zasypiałem. No ale kiedyś dałem radę i bardzo mi się podobało. Tym razem film miał być komiksowy a przeszkodą była późna godzina i konieczność wstania następnego dnia o siódmej rano... (dawno tego nie robiłem :-)) Pomyślałem, że sobie zapuszczę American Splendor (nabyty za niecałe siedem euro...) i zobaczymy czy mnie wciągnie. Wciągnął. I to jeszcze jak...


...jak dobre życie. Ciężko pisać o filmie tak prawdziwym i poruszającym. Harvey Pekar to niesamowity obserwator. Nic w zasięgu jego wzroku i słuchu nie jest bezpieczne. Wszystko może trafić na karty komiksu-pamiętnika. Harvey, tak jak każdy z nas, chce pozostawić po sobie ślad. Ten najważniejszy zostawił w mojej głowie. Kilku scen z tego filmu nie zapomnę chyba nigdy. Superman, Batman, Robin, Green Lantern i Harvey Pekar w scenie ‘cukierek albo psikus’ kiedy pada pytanie – And who are you supposed to be? – I’m Harvey Pekar –That doesn’t sound like a super hero to me. Nikt tak pięknie, jak ten zagubiony w życiu człowiek, nie pokazywał, że kocha. Scena rozstania z żoną, kiedy odprowadzał ją do taksówki i ciągle pobrzmiewające mi w głowie słowa o tym, że leżąc w pustym łóżku czuł obok siebie ciało, tak jak ludzie w miejscu amputowanej kończyny odczuwają mrowienie, jak gdyby ona tam cały czas była... (to akurat po odejściu drugiej żony). Jego zamknięty świat, on nie-do-życia, ale wariujący na samą myśl, że może zostać sam. Scena w talk-show, kiedy budzi się jego świadomość i postanawia powiedzieć ‘nie’ ludziom, którzy traktują go jak zabawkę. Scena w kolejce sklepowej, kiedy postanawia coś zrobić z życiem. I zaczyna pisać scenariusze komiksowe (czysta desperacja, co?), które później pokazuje Crumbowi a ten postanawia je zilustrować (heh, Harvey się produkuje, wygłasza skomplikowaną analizę tego, czym dla niego jest komiks, a co na to Crumb? – Pass the ketchup. :-)). Harvey jest nieznośny, szorstki, ma swoje zwyczaje. Według mnie on nawet nie szuka akceptacji czy uznania. Zwyczajnie obserwuje i robi swoje.


Czasami, poszukając tematów do kolejnego odcinka American Splendor, prowokuje do rozmów znajomych z pracy. Innym razem podsłuchuje przez okno dwójkę mężczyzn, którzy wyrzucają do śmieci materac (Hey man, average is dumb). I tak w kółko.


Nie wiem ile razy przy tym filmie się zamyśliłem, ile razy śmiałem, ale wiem, że chłonąłem go jak alkohol w ostatni weekend, czyli do dna i bez przerw (ok, organizm już nie taki młody i sobota była chilloutowa, czyli gotowanie-kucharzenie i pomidorówka gotowa). Nie mogłem się oderwać. Raczej na tym blogu o filmach nie zamierzałem pisać, ale American Splendor zrobił na mnie tak duże wrażenie, że nie mogłem się powstrzymać. Nie znam komiksu, ale chyba warto po niego sięgnąć i to pokazuje, na moim przykładzie, jak wielkim sprzymierzeńcem komiksu może być film. Ma on przecież dużo większy zasięg, jest bardziej ‘bierny’ w odbiorze (mniej wysiłkowy :-)), a więc dociera do większej liczby zmaltretowanych odbiorców kultury masowej :-) i jeśli jest dobrze zrobiony, to może pomóc przekonać ludzi do tego, że są dobre komiksy. A ten film jest znakomity, również dzięki puencie (że o muzyce i techniczno-aktorskiej stronie nie wspomnę). W materiałach dodatkowych możemy obejrzeć krótkie nagranie z wyprawy Harvey’a wraz z rodziną na festiwal do Cannes. Nikt nie wie kim jest Harvey, nikt go nie poznaje. I tak jak w komiksie, tak i w życiu, prawdziwy bohater jest aktorem nawet nie drugoplanowym, ale statystą...


Epilog: dałem radę wstać o siódmej rano. Zdążyłem na pociąg. Dziwnym splotem pRzYpAdKóW w drodze na stację wokalista Sick Of It All darł mi się do ucha mniej więcej tak: it’s so hard to make a mark when you washed away/ it’so hard to be remembered when you got nothing to say [Make a mark (Death to tyrants)]. Harvey zrobił swoje. Just make a mark. Just do it.



qba

Brak komentarzy: