
No tak. Święta za pasem, czas upominków, refleksji etc. Pomyślałem sobie, że coś o potencjalnych prezentach by można skrobnąć. O gadżetach. Bo na refleksję mnie nie stać w tej chwili. To luksus, na który sobie nie pozwolę.
Nie panuję już nad tym ile różnych rzeczy z Garfieldem posiadam w kolekcji, ale myślę, że to na tyle fajny kot, że ktoś by go chciał w jakiejś wersji znaleźć pod choinką. Oto moje propozycje.
Koszulkę znacie już z
wpisu o gadżetach batmanowych. Nie mam pojęcia ile ma lat, ale została wykonana w domu z prasowanki. Najpierw zszedł kolor z koszulki, potem z prasowanki, a na koniec wzór zaczął pękać. Ale i tak jeszcze noszę ten tiszert. Ma już nawet dziurki gdzieniegdzie.

Zegar został upolowany podczas wakacji w Słowenii w 2006 roku (a swoją drogą polecam ten kraj, jest przepiękny). Krótki spacer po Ljubljanie i ten kot tak na mnie spojrzał, że musiałem go przygarnąć. Wydaje mi się, że z tej samej serii pochodzi Garfield-telefon stacjonarny, który kiedyś widziałem u kolegi w domu. Ogon robi tam za słuchawkę :lol:. Z zegarem natomiast jest tak, że bateria zarządzająca jego ogonem szybko się wyczerpuje, a oczy potrafią zdenerwować (ruszają się jednostajnie-hipnotycznie). No ale nie mnie.

Aniołek i Diabełek czyli nierozłączne breloczki zakupione w Runchu. Uwielbiam je.

Kredki… Może w dobie powszechnej technologizacji/digitalizacji warto dzieciakom kupować właśnie kredki zamiast tabletów… Dziecko-ja czasami coś tymi kredkami maluje.


Znaczek. Miłosny Garfield. Świetnie się prezentuje na tiszercie z czaszką pogromcy. Chyba upolowałem go na stacji kolejowej Roma-Areeiro w Lizbonie. Zresztą tam było więcej fajnych komiksowych znaczków.

Jeden kubek z Garfem. Po jakiejś podróży wrócił w kawałkach i teraz służy już tylko do stania, a nie do popijania. Drugi za to jest w ciągłym użyciu. Czasami jego białe wnętrze staje się czarne. Chyba tylko alkoholu jeszcze z niego nie piłem.


A to jest superhiroł. Słodki, że aż zęby bolą. Miś Garfa, który uwielbia czytać komiksy i oglądać horrory. Nie boi się latać samolotem, nie lubi zostawać sam.

Piórniczek. Na kredki i inne tajemnice.

Zużyty trochę portfel. Przeżył już tyle koncertów i jedną próbę kradzieży. Nie dał się. Jeśli kupicie coś takiego komuś w prezencie, to pamiętajcie, że do środka trzeba włożyć kocią sierść sztuk jeden i grosz polski sztuk jeden. Na szczęście.

Hehe, a to bokserki. Mogą służyć do erotycznych gierek, albo do udawania Batmana niespełna rozumu.


To jest pocztówka z czasów kiedy pocztówki z Garfieldem były rzadkością. To jest też okładka zeszytu z paskami komiksowymi z Wyborczej. Stare czasy. Dwie kolejne pocztówki to efekt rosnącej sprzedaży pierwszej serii kartek (stąd te wszystkie kartony w piwnicy u mnie). Taka pocztówka nadaje się na wypisanie wszelkiego rodzaju życzeń. Ewentualnie trzeba tylko zamazywać coś i dopisywać. Ale wtedy właśnie jest najlepsza zabawa.

A to zeszyt do użyć wszelkich. Ja doklejam garfieldowe paski. Trochę z gazet, trochę z netu.

A to jest słodkie coś, co doczepiłem do swojego etui. Taka poduszeczka, która mi się kojarzy z dzieciństwem w PRL-u. A Marzi i Śledziowi nie, więc miałem gorszą zabawę w odnajdywanie nostalgicznych elementów w ich komiksach.

A to jest Garfield po węgiersku. Przyjechał z Budapesztu w 2005 roku. Nie, nie chciałem się tego języka uczyć z komiksu (choć kiedy zaczynałem studia w roku bardzo już odległym, miałem wybór między Hungarystyką a Iberystyką…). Po prostu do tego numeru była dodana frotka z kotem. Frotki nie mogę zlokalizować, ale to by był fajny prezent dla chłopaka-piłkarza-halowego, albo jakiegoś sportowca, no.

I jeszcze chciałem napisać, że wciąż czekam na fajny film z Garfieldem. Dwa fabularne były do bani. Próbowałem ich bronić, ale to bez sensu. Zbyt dziecinne, za mało esencji komiksowej się do nich przedostało. Jerzy Szyłak wspaniale opisał esencję Garfa i ja zawsze będę się na te słowa powoływał (sory za piractwo):
Są trzy powody popularności Garfielda. Pierwszy - bo to dowcipny komiks. Drugi - to bohater: wyjątkowo paskudny typ, który psoci, ma mnóstwo wad, jego pan jest nieudacznikiem. Dzięki temu komiks o Garfieldzie to śmianie się z rzeczy, z których śmiać się nie wypada. Po trzecie - to komiks o kocie, więc ci którzy kochają koty, muszą kochać Garfielda. Jako właściciel kota przyznaję, że Garfield uosabia wszystkie kocie cechy. Garfield pasuje do dzisiejszych czasów. W Fistaszkach ważne były sprawy rodzinne. Bohaterowie Garfielda to ludzie samotni, mający problemy z nawiązaniem bliższych kontaktów. Takich osób jest coraz więcej. Garfield potrafi w jednym pasku celnie spuentować rzeczywistość. Mój przyjaciel (ma psa i kota) często powtarza Garfielda: »psy w zestawie podstawowym nie mają mózgu«. Takich powiedzonek jest w tym komiksie mnóstwo. Krótko mówiąc - Garfield to dobrze zrobiony komiks rysowany przez dowcipnego człowieka.
(J. Szyłak,
Za co kochamy Garfielda, METRO, środa-czwartek 9-10 czerwca 2004)
Nie zgadzam się z
Polterową recenzją animowanego Garfielda. Byłem na seansie, na którym był pełny przekrój wiekowy wśród publiczności. Nie śmiał się nikt. No może tylko ja i tylko raz, ze śmiesznej wody, ale sprowokowano mnie.

I jeszcze zdjęcia: graffiti na śmietniku gdzieś na warszawskiej Ochocie dalekiej (u góry) i ucieleśnienie Garfielda- kot imieniem Iwan. 9 kilo słodyczy (u dołu) :lol:. Czy kot to dobry prezent?

qba