Śmiecę na pRzYpAdKiEm przestrasznie ostatnimi czasy. Kiedy decydowałem się na przejęcie działu komiksowego na Polterze, stwierdziłem, że 3-4 razy na miesiąc coś skrobnę sobie sensownego na starych śmieciach, a jednak okazuje się, że część twórczej energii (niewiele jej ostatnio...) ulatuje z Poltergeistem, a druga część jest przetwarzana na odtwórcze niusowanie tamże.
Wiem, miałem w kwietniu nie pisać na pRzYpAdKiEm, żeby tradycji dwuletniej stało się zadość. Wiecie, takie odpoczywanie, urlop blogowy (ustawowo powinien być przyznawany, jak macierzyński), ładowanie głowy. No ale piszę. Piszę, bo i tak śmiecę w zasadzie bez sensu raczej na ogół, to i mogę przez kwiecień tak robić. W sumie to się zmieni i będzie sensowniej tutaj, myślę o zmianach w polityce wydawniczej. Póki co jednak pRzYpadKoWA nazwa zobowiązuje i obowiązuje ;-). Bezterminowo.
Impulsem do dzisiejszego wpisu jest ten krótki artykulik Niewidzialna sztuka. O przyszłości komiksu. Kiedy poproszono mnie o jego napisanie, uruchomiła mi się w głowie maszynka, która rozpisała zagadnienie na około 10 stron gęstego, naukowego monstruotekstu. Spodobało mi się takie wyzwanie, bo miałem pewne rachunki do wyrównania z przeszłością: na obronie magisterki (z komiksu, rzecz jasna), promotorka na koniec mnie zaskoczyła pytaniem "a jaka przyszłość czeka komiks?". Zamurowało mnie i odpowiedziałem coś bez sensu. 5 lat później to samo pytanie padło z innej strony. Wiedziałem jak na nie odpowiedzieć, bo bagaż lektur mam nieporównywalny w tej chwili, mam narzędzia do mówienia o zagadnieniu. Zaskoczyło mnie tylko ograniczenie znaków... Co zrobić, i tak ta wypowiedź jest sensowniejsza, niż ta z obony mgr ;-)
qba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz