Dziś coś o dość dziwnym... czymś. Ostatnie wielkie dzieło Aarona Slobodja (A última Obra-prima de Aaron Slobodj) ciężko nazwać komiksem. Książką również nie jest. Według notki biobibliograficznej zamieszczonej na tylnej stronie okładki Aaron Slobodj (1919-1964) był jednym z najbłyskotliwszych i najbardziej nowatorskich artystów XX wieku. Lecz niewielu ludzi o tym wie, gdyż sam Slobodj systematycznie usuwał wszelkie ślady swojej działalności artystycznej. Jego nieoczekiwane zniknięcie w niewyjaśnionych okolicznościach spowodowało, że jednego z dzieł nie zdążył zniszczyć. Big Bang, o którym mowa, to zbiór tekstów i obrazków, które specjaliści uznają za sekwencyjną narrację graficzną, czyli za coś zbliżonego formą do komiksu. Te obrazki i teksty uważano za bezpowrotnie zaginione, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności odnaleziono je w 2002 roku w piwnicach Muzeum Guggenheima w Nowym Jorku. Odkrycia tego dokonał José Carlos Fernandes. Ponieważ Aaron Slobodj nie pozostawił żadnych wskazówek co do tego które teksty przynależą danym obrazkom, zdecydowano się opublikować te cudem ocalałe fragmenty układanki w formie, która pozwala czytelnikowi na dowolne zestawianie tekstu i obrazu. Na sprężynce (na takiej samej jaką mają kołonotatniki) zaczepiono osobno obrazki, a pod nimi teksty- pozwala to czytelnikowi na przewracanie dowolnej ilości obrazków, celem dopasowania do nich tekstu, albo na odwrót. Był to jedyny sposób, aby przekazać Big Bang czytelnikowi w formie zamierzonej (?) przez artystę. 38 obrazków i 38 tekstów- do czytelnika należy odnalezienie logiki historii oraz stworzenie opowieści ilustrowanej. Sugestie co do ułożenia tych puzzli w sensowną całość można odnaleźć we wstępie napisanym przez José Carlosa Fernandesa oraz w sporządzonej przez niego biografii Aarona Slobodja. Dodatkowo wydanie Big Bang, o którym piszemy, zostało uzupełnione komentarzami profesora Zachariasa Sontaga. Uczony ten dokładnie analizuje twórczość Slobodja, poszukując klucza do odczytania Big Banga. Inny uczony (ceniony portugalski komiksolog Edgar Snorkel), kiedy dowiedział się o zamiarze publikacji dzieła Slobodja przez DEVIR, postanowił ujawnić fakty przemawiające za tym, że Big Bang jest fałszerstwem, a przy okazji wytknął wiele niezgodności w biografii Slobodja. Polemikę, którą załączono do wydania Big Banga, zamyka opinia anonimowego emerytowanego artysty, który odpiera zarzuty Snorkela.
Przypadek Slobodja wzbudza wiele dyskusji wśród uczonych i komiksologów w Portugalii. Tamtejsza Bedeteca do dziś jednak nie zajęła w całej sprawie stanowiska, co może dziwić, gdyż wydaje się instytucją, która mogłaby uciąć wszelkie spekulacje na temat jedynego dzieła, które oparło się niszczycielskiej furii swojego twórcy.
PS: oczywiście postać Slobodja równie dobrze mogła nigdy nie istnieć, a Big Bang być artystyczną podróbką, żartem pana Fernandesa. Tego jednak możemy nigdy się nie dowiedzieć. Chociaż… jeśli przeanalizować teksty, nazwiska postaci pojawiające się w Big Bangu czy same obrazki, odnajdziemy w nich zadziwiająco dużo podobieństw do pewnych konkretnych dzieł pana Fernandesa…
PS 2: ja sam zdjąłem ze sprężynki teksty i obrazki, a potem próbowałem poukładać je w sensowną całość. Po 4 latach prób, mimo zaangażowania w przedsięwzięcie członków rodziny, znajomych oraz przypadkowych przechodniów, poddałem się. Wczoraj wieczorem złożyłem komiks do formy w jakiej go nabyłem. Przygoda trwa…
Przypadek Slobodja wzbudza wiele dyskusji wśród uczonych i komiksologów w Portugalii. Tamtejsza Bedeteca do dziś jednak nie zajęła w całej sprawie stanowiska, co może dziwić, gdyż wydaje się instytucją, która mogłaby uciąć wszelkie spekulacje na temat jedynego dzieła, które oparło się niszczycielskiej furii swojego twórcy.
PS: oczywiście postać Slobodja równie dobrze mogła nigdy nie istnieć, a Big Bang być artystyczną podróbką, żartem pana Fernandesa. Tego jednak możemy nigdy się nie dowiedzieć. Chociaż… jeśli przeanalizować teksty, nazwiska postaci pojawiające się w Big Bangu czy same obrazki, odnajdziemy w nich zadziwiająco dużo podobieństw do pewnych konkretnych dzieł pana Fernandesa…
PS 2: ja sam zdjąłem ze sprężynki teksty i obrazki, a potem próbowałem poukładać je w sensowną całość. Po 4 latach prób, mimo zaangażowania w przedsięwzięcie członków rodziny, znajomych oraz przypadkowych przechodniów, poddałem się. Wczoraj wieczorem złożyłem komiks do formy w jakiej go nabyłem. Przygoda trwa…
qba
3 komentarze:
4 lata, panie cos pan!
no właśnie, 4 lata... a mogło być dłużej ;-) ale po ostatniej lekturze, już po złożeniu całości, chyba ponownie się wezmę za rozszyfrowywanie tego czegoś ;-)napiję sie magicznego napoju i, na Jowisza, tym razem dam radę ;-)
Panie Coś Pan?
Prześlij komentarz