Skoro o komiksie portugalskim można pisać w Polsce, to dlaczego by nie pisać o komiksie polskim w Portugalii? Z racji braku czasu na przetłumaczenie czegoś bardziej „tekstowego”, postanowiłem przekazać naszemu człowiekowi w Lizbonie historię bez tekstu (no dobrze, z małą, acz znaczącą jego ilością, żeby być dokładnym). Wybór padł na komiks Śmiercionośni Łukasza Ryłko, który nie tylko ja uważam za wyjątkowy, ale czemu my pRzYpAdKieM daliśmy wyraz tutaj, w podsumowaniu ubiegłego roku. Pedro Moura [komiksomaniak, właściciel dwóch kotów (Miki i Silvestre), trochę tłumacz, trochę komiksowo-blogowy krytyk, prowadzący komiksową grupę dyskusyjną w lizbońskiej Komiksotece, autor artykułów krytycznych o komiksie (w przeróżnych dziwnych pismach), trochę tłumacz, trochę nauczyciel, zdecydowanie bardziej MC niż DJ, ogólnie interesuje się komiksem :-)] został „zmuszony” groźbami i niebezpiecznymi narzędziami do napisania krótkiego tekstu na temat Śmiercionośnych. Ostatkiem sił przetłumaczyłem tę straszliwą i zajadłą krytykę na język Mickiewicza. Ok, może nie jest to piękna i zwięzła polszczyzna, ale przynajmniej starałem się unikać „rymów częstochowskich”. Pedro Moura najprawdopodobniej odwiedzi tegoroczną MFKę i poopowiada trochę o komiksie portugalskim. Podejmiemy go kiszonymi ogórkami i wódką. No i może śniegiem. W końcu z pogodą nic nie wiadomo.
Pedro Moura: Łukasz Ryłko ŚmiercionoŚni
Oto polski komiks, który dotarł do mnie za pośrednictwem Jakuba Jankowskiego, zajmującego się kulturą i językiem portugalskim (oraz tłumaczeniem) w Instytucie Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich w Sekcji Luzo-brazylijskiej, koordynacjią tłumaczeń komiksów z portugalskiego na polski (opublikowano już Najgorszaą kapelę świata José Carlosa Fernandesa, a w kolejce czekają kolejne współczesne pozycje), prowadzeniem bloga poświęconego komiksowi portugalskiemu [http://www.przypadkiem.blogspot.com/], a także pisaniem artykułów do pisma Zeszyty Komiksowe [http://www.zeszytykomiksowe.org/] (oczywiście po polsku) [trochę niezręcznie się czuję z takim wprowadzeniem- przyp. tum.]
To wprowadzenie sugeruje, że lektura omawianego komiksu musi odbywać się stopniowo, biorąc pod uwagę fakt, iż obcuję z czymś nowym, co nie pozwala mi na wpisanie tej publikacji w jakąkolwiek wygodną niszę referencji. Jednakże to sama lektura pozwala wyabstrahować z całości konkretne znaczenia.
Tak jak niektóre z omawianych już tutaj współczesnych komiksów, i co zdaje się być modelem czy też manierą w nich dominującą, ŚmiercionoŚni (czyta. “Schmérchianoshni”) są opowieścią spójną, która jednak dociera do nas pod postacią elementów na pierwszy rzut oka odległych. Innymi słowy, jest to złożona struktura, która powstaje ze skrzyżowania indywidualnych linii narracyjnych, pozornie ze sobą niezwiąznanych. Podobne zabiegi widzieliśmy np. w Ice Haven [http://lerbd.blogspot.com/2005/07/ice-haven-daniel-clowes-pantheon-books.html], Wimbledon Green [http://lerbd.blogspot.com/2006/01/wimbledon-green-seth-drawn-quarterly.html], Pascin [http://lerbd.blogspot.com/2006/01/pascin-joann-sfar-lassociation.html]. Poznajemy grupę postaci, które się ze sobą bezposrednio nie spotykają, ale istnieje między nimi wystarczająca liczba powiązań, abyśmy- z czasem i kolejnymi epizodami, w których postać początkowo drugoplanowa staje się pierwszoplanową, i jednocześnie za jej plecami przemyka inna, która później wychodzi na plan pierwszy, etc.- mogli zorientować się jak tę strukturę rozrysować.
Tłumaczenie tytułu ŚmarcinaŚni, to “Os mortíferos”. Jednakże zapis graficzny wyraźnie oddziela część składową “Śni”, która w języku polskim odpowiada 3.os l.poj. czasownika „śnić”, co jest nie tylko grą słów nieprzetłumaczalną, ale i znaczącą dla odczytania komiksu.
Jest to pierwszy album Łukasza Ryłko [http://www.rylas.com/, część informacji w języku angielskim], młodego autora, który urodził się w Krakowie w 1977, i który w swoim portfolio ma także krótsze historie.
Możemy postrzegać ten komiks jako alegorię o lub wokoł tematu śmierci (lub czasu, dosłownie towarzysza lub wspólnika śmierci), ale także wokół tematu snu. Alegoria mogła by być tu słowem-kluczem. Pierwszą z postaci, którą poznajemy jest młodzieniec, wyglądem i cechami symbolicznymi przewodzący na myśl Tintina, Indianę Jonesa, Ziga i Puca, oraz całą serię młodych bohaterów poszukiwaczy przygód. Mści się on na Śmierci za porwanie mu domowego zwierzątka, ptaszka, i kiedy dostaje w prezencie wielkouchego psa, postanawia wyprawić się do pałacu Śmierci i „zabić ją”. Epizod, z którego dowiadujemy się tego wszystkiego nosi tytuł „Kara”. Związki symboliczno-hermetyczne są relatywnie przejrzyste, nawet jeśli występują pod przykrywką opowiadania utrzymanego w tonie dziecięcym: otwarta klatka, pionowy lot na inny poziom, wykłucie oka Śmierci czy nawet pies przewodnik dusz. Kolejnych pięć epizodów- nie przedstawionych chronologicznie- pokazuje to, co spotyka szereg postaci (oprócz tego, że spotykają także śmierć, czasami swoją własną) jako rodzaj buntu. Otyła kobieta uwodzi mężczyznę (sobowtór Harolda Lloyda), co kończy się dla niej krótką chwilą wyzwalającego lotu; niespełniony pisarz, który postanawia zawrzeć pakt z diabłem (i udaje mu się to, choć w sposób niezwykły); miot myszy, który mści się na kocie (odkrywając, że chodzi o diabła); detektyw, który poszukuje uprowadzonej dziewczynki i sam zostaje porwany (w tajemniczy sposób) podczas przedstawienia/teatrzyku kukiełkowego/seansu magicznego i stary kapelusznik, któremu scena śmierci kobiety daje natchnienie do stworzenia nowego wzoru kapelusza (kapelusza, którego używają wszystkie wspomniane wyżej postaci, co pozwala odtworzyć chronologię wydarzeń).
W każdym z epizodów obecność przedmiotów, postaci łatwo rozpoznawalnych, czy nawet uświęconych gestów, przywodzi na myśl określony porządek symboliczny, delikatnie przybrany w lekkie tony, który być może stara się wskazać inny stopień złożoności.
Z drugiej strony, mając na uwadze zapowiedzianą kontynuację komiksu, ta pozorna „rozłączność” może zostać zakończona jedną zespalającą puentą lub kontynuowana poprzez rosnącą złożoność kolejnych warstw i poprzez „rozciąganie” tej złożoności na bohaterów.
Mimo że dialogi i onomatopeje są tutaj rzadkością (nawet w scenie zapadnięcia się budynku), słowa są prawie zawsze obecne w tle, jako szyldy czy loga firm (furgonetka z logiem „Charon” przywołuje na myśl zabawy tego typu stosowane przez J.C. Fernadesa, choć autor portugalski zdaje się być w tym aspekcie bardziej subtelny niż Ryłko). W tym czarno-białym komiksie pojawia się w pewnym momencie czerwień, w kontrakcie, który zawiera z diabłem pisarz, wskazując w ten sposób poziom „poza” i/lub „ponad” opowieścią, w którą się wpisuje. Ten element w pewien sposób odzwierciedla ogólną tendencję omawianego komiksu, który pokazuje to, co zamyka na swoich kartach- historie, „widzialne” wydarzenia, „żywe” postacie- wskazując jednocześnie istnienie równoległej kontynuacji/ciągłości, poza nim samym.
Przypis: podziękowania dla Jakuba Jankowskiego (i Agnieszki Rusinowskiej) nie tylko za sprezentowanie komiksu, ale i za tłumaczenie i wymianę spostrzeżeń, które zaowocowały tym wpisem (informacje językowe i o autorze pochodzą oczywiście od JJ). [patrz poprzedni przyp. tłum.]
(tłum. qba)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz