środa, 11 lutego 2009

W [(śnieg)ni(u)]



Przez kilka dni trzymałem się z dala od komputera, ale jakoś tak nie mogłem się dziś po południu za nic konkretnego (poza czytaniem komiksów, słuchaniem muzyki i nadrabianiem internetowych zaległości) zabrać. Sny chyba mogą uzależniać. Ja jeszcze jestem pod wpływem.

Zawsze lubiłem oniryczną atmosferę. W filmach, książkach, komiksach. Usprawiedliwia ona nielogiczności, niewyjaśnialności, w zasadzie wszystko. O ile dana historia nie kończy się dzwonkiem (np. budzika), to jest okej. Właśnie kończę Sandmana, tom ostatni pt. Przebudzenie (a jako lektury uzupełniające czekają Noce nieskończone, Śnienie i Śmierć). I takiego przebudzenia niestety doznaję również w realu (nie, nie w tym markecie znanym). Komiks się kończy, kończy się sen- ten sen-historia, który tak bardzo pobudza do myślenia, do szukania powiązań, do próby odnalezienia logiki. Skończył się też mój pierwszy wyjazd na deskę. Kilka dni szaleństw na śniegu, w pięknie zasypanym Zakopanym, w fajnym towarzystwie, w oparach fetoru poddasza [tzw. komora fetora (z suszących się przemoczonych i przepoconych fragmentów garderoby snowboardowej)], które opanowała Komora Transformatora w składzie T1, T2, T3 i T4, zakończyło się nagle, ale na szczęście nie żadnym standardowym dzwonkiem. Skończyło się oczekiwaniem na busa (którego nie było) w wolno padającym śniegu, a potem jazdą taksówką wezwaną na ostatnią chwilę przez T1. A z bagażnika radośnie wystawały deski, które się tam nie zmieściły w całości. Uczucie niedosytu po czterech dniach zabawy jest ogromne. Cztery dni minęły tak, jak mija sen, pozostawiając to samo uczucie braku kontroli nad historią, w którą jest się wplątanym. I tak jak w pRzYpAdKu zbyt krótkiego snu, tak i teraz chce się powiedzieć: jeszcze pięć minut, jeszcze pięć kartek... Ale być może trzeba początek i koniec, jako kategorie zbyt ostateczne, frustrujące i okrutne, odrzucić? Zignorować? I śnić sobie dalej? Bo na desce można jeździć nawet przez sen, co udowadniają mi moje własne, w których skręcam, uchylam się przed nadjeżdżającym pałąkiem orczyka czy jego liną zbyt przez kogoś z dołu lub góry rozbujaną. I w tych momentach, tak jak w snach o tym, że spadacie i nagle się budzicie, też się budzę, na chwilę przed upadkiem, przed uchyleniem. Do przebudzenia jednak nieuniknienie dochodzi, kiedy ląduje się w szarej, mokrej i beznadziejnie brudnej Warszawie. Na pamiątkę zostaje kilka zdjęć, kilka momentów, tak jak kilka ziarenek piasku zostaje w kącikach oczu po śnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak jak do skończonego komiksu można wrócić dowolną ilość razy (choć nie zmieni to nieuchronnego uczucia niedosytu, które czeka po odwróceniu ostatniej kartki), tak też te zdjęcia gdzieś pozostaną. A oprócz nich jest tyle rzeczy, które będzie się przechowywać w głowie. Może tak jak po przebudzeniu nie wszystko będzie się pamiętać, ale zawsze pozostaje to fajne uczucie, którego nie da się sfotografować, zapisać... Za to można je ponownie wywołać. Czego sobie i pozostałym elementom Komory Transformatora życzę. I takiej deski, jak ze snów też sobie życzę:



qba

pssst! zdjęcia robiła Basia-od-babeczek-co-to-festiwalu-nie-chciała oraz pasażer busa w drodze na Szymoszkową.

pssst!! wg. mnie powinniśmy sobie wytatuować nasze transformatorowe T, odpowiednio 1,2,3 i 4, na lewym ramieniu :lol:

pssst!!! no i na zdjęciach widać przedstawiciela rasy mistrzów snu, który mieszka wraz z bratem w domu T1; a skoro o kotach, to komiksowy mistrz snów, duchowy przywódca kociej rasy, uczy jak śnić:

4 komentarze:

pawel m pisze...

żeś się, kurna, rozmarzył, panie kolego.

Anonimowy pisze...

no bo deska uzależnia :-)a teraz mam doła podeskowego.

Ora pisze...

powiedz tylko ktore T ja jestem, bo nie pamietam i gdzie, to sobie je henna zrobie na czole, albo na udzie nad snowboardowym siniakiem! :) buzka i zazdroszcze wam nocnych szalenstw!

Anonimowy pisze...

masz snowboardowe siniaki? wow!

kupuj deskę, poszalejesz z nami, śnieg pada w Wawie od wczoraj!!! lżej, mocniej, ledwo co, znowu mocniej, ale pada :-)

A z T to był tak, że Iwona jest T1, Ty T2, Kat T3, a ja T4. I żadną henną, tylko normalnie, na stałe :-)

buziaki