sobota, 20 listopada 2010

Nuta na dziś- po wczorajszym koncercie SLE: morning in Warsaw



Wow! W sierpniu na dziedzińcu CSW było dziwnie słychać. Tym razem w Laboratorium dźwięk był niszczący, w zasadzie jak dla mnie perfekcyjny! Nie miałem pojęcia o istnieniu tak świetnie przygotowanej sali koncertowej, ale do wczoraj również nie wiedziałem o innych rzeczach (według jakiejś pani z Zaiksu SLE grają utwory Elvisa Presleya i żeby je prezentować na żywo potrzebują zgody rzeczonego Zaiksu). SLE uwielbiam w każdej postaci- tej rozrabiackiej z dwóch pierwszych płyt, tej transowej z ostatniej płyty studyjnej i w kwartetowo-kwintetowo-sekstetowych mutacjach (Potty Umbrella znam wybiórczo, więc ciężko mi w całości oceniać). Radość z grania, dużo pierdolenia między utworami, idealne na piątkowy wieczór. Zabrakło tego utworu, który wlepiam powyżej. Po jego odsłuchaniu wczorajszy koncert mogę uznać za zakończony. Jednego jeszcze tylko szkoda, że 19 liściopada jednocześnie odbywały się dwa super koncerty. Na Hypnotic Brass Ensemble będzie się trzeba wybrać innym razem.

qba- the impossible elvis warrior