poniedziałek, 12 stycznia 2009

pRzYpAdKiEm pRzEcZyTaNe 08

Big Baby Charlesa Burnsa, Van Helsing macht blau Mahlera i Local Wooda i Kelly’ego to trzy całkowicie różne komiksy, które przeczytałem pomiędzy wieloma innymi tytułami w ostatnim czasie. Ponieważ są to absolutnie świetne pozycje, trafiają do tej właśnie rubryki.

Big Baby

Bardzo lubię styl Burnsa. Zarówno rysunkowy jak i scenariuszowy. Tytułowe Duże Dziecko zapewne miało kilka wydań. To, które czytałem pochodzi z grudnia 2007 roku i zawiera 4 historie plus dodatki. Sam komiks nie jest tak ostry jak wcześniej przeczytane przeze mnie Black Hole, El Borbah czy Skin Deep, ale ilość dziwactw na planszę komiksową została przez autora utrzymana. Główna postać we wstępie wydaje się mieć zadatki na niezłego psychola, ale w późniejszych przygodach okazuje się tylko lekko zbzikowanym i bardzo ciekawskim dzieciakiem, który ładuje się w przeróżne przedziwne sytuacje. Poznajemy go podczas zabawy plastikowymi żołnierzykami i zabawkowym dinozaurem. Żołnierzyki przypłacają zabawę głowami… W Curse of the molemen dzieciakowi nie daje spokoju to, co dzieje się w ogródku sąsiada za płotem. Pod wpływem oglądanych w telewizji filmów grozy postanawia zabawić się w detektywa. Ciekawe jest zaznajomienie się z historią Teen plague, która jest skondensowaną wersją (na 21 stronach) Black Hole, zarysem pomysłu, które przerodził się później w długi album. Blood club kończy ten zbiorek, a opowiada o wakacyjnej przygodzie z duchami. Album ma niesamowitą atmosferą starego filmu grozy, takiego z pogranicza kina wakacyjnego, a czegoś mocniejszego. Burns utrzymuje tę konwencję i bawi się stopniowym rozwikływaniem tajemnic. Wciąga, zaskakuje, bawi. Strzeżcie się Kabala Bongi! Nie wiem czy to za sprawą rysunków czy mieszczańskich zachowań bohaterów, ale mam wrażenie jakby komiksy Burnsa przenosiły nas w amerykańskie lata sześćdziesiąte. Ten klimat niebezpieczeństwa czającego się za każdym wypielęgnowanym krzaczkiem, atmosfera zagrożenia na podwórku za domem na przedmieściach tworzą świat niezwykle nastrojowy i tajemniczy, co może sprowokować do działania każde chyba dziecko. To wszystko jest rodzajem ostrzeżenia i sprowadza się według mnie do oklepanego stwierdzenia, że pozory mylą. Pozory spokoju i szczęścia mogą mylić, o czym przekonują przygody Dużego Dziecka. Warto po ten komiks sięgnąć, bo frajda z lektury jest ogromna.

Van Helsing macht blau

To jest pierwszy komiks, który przeczytałem po niemiecku :lol: Oczywiście każdy kto zna trochę twórczość Mahlera może się domyślić, że autor ten często robi komiksy nieme. I ten też jest niemy. Po Pragnieniu wydanym przez Ladidę w 2007 czekałem na kolejne prace Mahlera, bo bardzo przypadł mi do gustu ten typ humoru i styl rysunku. Tym razem na tapecie są wilkołaki, wampiry, mumie, Zorro i Frankenstein. W 15 krótkich historyjkach dochodzi do spotkań przed chwilą wymienionych postaci we wszelkich konfiguracjach. Jest krwawo i zabawnie. Komiks ten pozwoli wam poznać odpowiedzi na pytania typu: ile kobiet jest w życiu słynnego Zorro? Dlaczego Van Helsing zmienił kapelusz? I co jest do cholery nie tak z butami Frankensteina???

Local

To wielki komiks. Z dodatkami ponad 370 stron. 12 miejsc, 12 historii, 12 lat z życia Megan. Komiks jest o klasycznym pRzYpAdKu poszukiwania swojego miejsca na świecie. Megan podróżuje z miasta do miasta, zostawiając za sobą miejsca, w których skończyły się jej opcje, w których formuła „bycia i życia” się dla niej wyczerpała. Czasami jest główną bohaterką, czasami przemyka w tle, czasami jest świadkiem czyjegoś dramatu. Nie można powiedzieć o niej, że jest zagubiona. Bywa zagubiona. Jest odważna. Szuka, nie boi się zmian, wierzy w swoje siły. Oczywiście ma momenty zwątpienia, potrafi uciec przed konsekwencjami i decyzjami. Ten komiks opowiada właśnie o tym, co jest konieczne, żeby zawrzeć rozejm z samym sobą i móc nie żałować, i móc zacząć żyć swobodnie. Megan osiąga ten stan w wieku około 30 lat. W ostatnim rozdziale dowiadujemy się do czego służył klucz, który od samego początku nosiła na szyi.

Album jest bardzo ciekawie skonstruowany: między kolejnymi epizodami z życia głównej bohaterki przeskoki czasowe wynoszą około roku. Bardzo często nie wiemy nic o tym, jak skończyła się jej poprzednia przygoda. Zostawiamy ją w pewnym momencie kolejnego nowego życia na końcu jednego rozdziału, a ponownie widzimy w innym otoczeniu, w innym kontekście, na nowej drodze, ale dużo później.

Rysunek jest taki jak lubię: czerń i biel, dużo rastrów. Rytm czytania równie miły- nie ma zbędnego parkowania na stronach, chociaż w dużej mierze opowieść o życiu Megan opiera się na dialogach. Dodatki do tego kolekcjonerskiego wydania zadawalające- galeria rysunków „nawiązujących” w wykonaniu innych artystów, kolorowe okładki zeszytowych wydań, komentarze autorów do każdego rozdziału/zeszytu. Świetnie wydany, świetny komiks i tyle. Najbardziej przypadły mi do gustu rozdziały Polaroid boyfriend (dziwna historia o igraniu, trochę groźnie się zapowiadająca i urwana w ciekawym momencie, co pozwala puścić nam wodze fantazji) , Theories and defenses (bardzo ładnie poprowadzona narracyjnie), The last lonely days at the Oxford theatre (niesamowicie obrazowo pokazany kryzys tożsamości, dorastającej kobiety), Hazardous Youth (o hardcoreowo żyjącym kuzynie Megan) i wzruszający Wish you were here. Kolejne rozdziały łączy nie tylko postać głównej bohaterki Megan, ale i skomplikowana sieć powiązań personalnych. Niesamowite wrażenie robi ostatni rozdział, The house that Megan built. W pewnym momencie można się poważnie przestraszyć, ale tylko wtedy, kiedy ten komiks was naprawdę wciągnie, a kłopoty Megan będziecie przeżywali wraz z nią. Z wciągnięciem się nie powinno być problemu, bo komiks jest napisany bardzo dobrze i interesująco urozmaicony poprzez różne punkty widzenia, z których śledzimy kolejne kroki w życiu Megan. A każdy z nich przybliża ją do celu wędrówki. Okazuje się, że kres podróży może leżeć w tym samym miejscu, co jej początek…

A na soundtrack do komiksu Local polecam taką ładną piosenkę:



qba

4 komentarze:

Łukasz Mazur pisze...

Podobnie jak Ty miałem ostatnio okazję zapoznać się z Van Helsingiem po niemiecku ;) fajna sprawa bardzo. Generalnie Mahler to jedno z moich odkryć zeszłego roku. Polecam jego 'Lone Racera' (już z tekstem) - prosta historia o powrocie na szczyt, bez nadęcia i mędrkowania.

Anonimowy pisze...

tak, Mahler tylko po niemiecku :-) nie ufam tłumaczeniom :-) a tak na poważnie: jak tylko trafię na kolejne pozycje autora, nie bedę się zastanawiał dwa razy nad zakupem.

Ty zapoznałeś się z Van Helsingiem, a Timof z "Localem", o czym pisze w Ziniolu trzecim. Jakoś się tak poskładało, że się czyta to samo :-)

Za to Big Baby jest samotny.

Łukasz Mazur pisze...

"Big Baby" niestety nie mam. Czeka natomiast na strawienie "Skin Deep", więc coś w temacie jest ;)

Anonimowy pisze...

o tak, Skin Deep jak najbardziej! Podobał mi się bardziej od Big Baby.