sobota, 16 maja 2009

Pewnego razu na dzikim pRzYpAdKoWie



Publikacja, od której zaczyna się historia tego wpisu, wpadła mi w ręce zupełnym pRzYpAdKiEm. Rok temu szedłem sobie na dworzec kolejowy uliczkami Baixy w Lizbonie, inaczej niż zwykle, bo akurat tego dnia moja cierpliwość do jazdy metrem się wyczerpała... Zakotwiczyłem na chwilę przy jakimś plakacie koncertu (nie pamiętam już co to było) i usiłowałem rozszyfrować dosyć enigmatycznie podane na nim wiadomości (heh, śmieszna sytuacja, bo przed innym koncertem- SOIA, Wisdom in Chains, Subterranean Kids, For the Glory i Campo Minado w 2008 roku na Hellxisfest, zaledwie 20 minut pociągiem od Lizbony, w samej Lizbonie nie widziałem żadnego plakatu na ten temat! Tutaj można sobie oblukać, co grało do tej pory; jest nawet filmik z 2008). A tu nagle przywołał mnie znajomy głos Pedro Moury, który akurat o czymś zaciekle dyskutował z André Lemosem w bardzo małej kawiarence. Czekali sobie na Filipe Abranchesa, więc się przysiadłem.

Poznałem za jednym zamachem dwóch bardzo ciekawych ludzi i jeszcze ciekawszych autorów komiksowych. Wtedy właśnie też Filipe przyniósł egzemplarz pewnej publikacji, której autorem jest André Lemos. No i dostałem w prezencie pierwszy numer czegoś, co nawet nie ma własnej nazwy, ale ściśle określone zadanie: połączenie ilustrowanej publikacji papierowej z filmem (odpowiedzialni za to są Ao norte). Zasadą jest przeniesienie na papier wybranej sceny z uznanego dzieła filmowego. Korci mnie napisać, że w efekcie otrzymujemy komiks, ale tak nie jest. Przynajmniej w pRzYpAdKu numeru jeden, który poświęcono znakomitemu westernowi Pewnego razu na dzikim zachodzie (w drugiej części była Siódma Pieczęć, a w trzeciej Pustynia Tatarów). No i zgadnijcie jaka scenę wybrał André Lemos? Tę otwierającą film, zwaną „tańcem śmierci”. Scena jest kapitalna (dla mnie porównywalna w swoim geniuszu tylko do sceny na cmentarzu w Dobrym, złym i brzydkim), trwa 12 minut i 21 sekund, pada w niej kilka słów i o kilka strzałów więcej. Format papierowej publikacji jest mały, więc nie sprzyja tradycyjnemu podziałowi kartki na kadry. Mamy tutaj ilustracje/kadry, które zajmują całą kartkę, dokładnie 31 kartek plus 1 (czołówka z logo wytwórni). No i jak to jest przełożyć 12 minut filmu na 31 stron?

Napiszę tak: kiedy zabierałem się do pierwszego oglądania tego "komiksu", kompletnie już nie pamiętałem westernu-filmu. Efekt? Zobaczyłem zaledwie 31 obrazków, z których nie byłem w stanie odtworzyć tej sceny w całości, nawet wysilając się i próbując dopełnić sobie opowiedzianą mi sytuację. André Lemos zrobił bardzo fajną „zabawę w twarze”, ale bez znajomości, lub przypomnienia sobie tej sceny, do której się odwoływał, nie sposób zrekonstruować „przerw” w nadawaniu w sposób jednoznacznie satysfakcjonujący. No przynajmniej mi się nie udało.

Ta pierwsza „lektura” pozwoliła mi zobaczyć niezależne ilustracje, które przy dużym wysiłku wyobraźni można jakoś połączyć i złożyć w sensowną całość: jacyś kowboje, na coś/kogoś czekają, wjeżdża pociąg, przeładowują broń, potem następuje pojedynek, ktoś ginie. No właśnie, ciężko powiedzieć „kto”. Tak jak w filmowej scenie pada kilka słów, w tym „komiksowym” odpowiedniku nie pada żadne. Nie jest zasugerowana żadna muzyka, zasugerowana jest tylko cisza, przerwana strzelaniną, która odbywa się jak w niemym filmie- bez wyrazów dźwiękonaśladowczych. Można odtworzyć ogólnie co się dzieje, ale pojedyncze przejścia mogą się okazać nieczytelne.

Druga lektura nastąpiła dzisiaj, po ponownym obejrzeniu sceny filmowej. I dopiero teraz w pełni wszystko mi zagrało. Motywem przewodnim sceny filmowej nie jest cisza, a „niedzianie się”. Dźwięków jest pod dostatkiem: hałasujący wiatromierz, bzycząca mucha, hałaśliwy wjazd pociągu, melodyjka zagrana na harmonijce przez głównego bohatera Harmonijkę. To „niedzianie się” jest świetnie skonstruowane, rozciągnięte, a potem skontrastowane z krótką strzelaniną. I wersję papierową trzeba sobie dopełnić znajomością sceny filmowej i jej ścieżką dźwiękową. Bo inaczej można sobie zadawać pytania:

Który z bandziorów tutaj idzie? Kto to jest?



Dlaczego tutaj sobie naciągnął kapelusz na oczy? (bo właśnie „wyłączył” hałasujący telegraf; całkowicie pominięty zostaje epizod z muchą, najlepszy w tej scenie- leniwemu kowbojowi nawet się nie chce jej odgonić; mając do dyspozycji 32 kartki, ja bym się zdecydował na rozrysowanie tego właśnie muchowego fragmentu)



A ten murzyn, co on tam robi? (na głowę kapie mu woda, dlatego zakłada kapelusz, z którego na chwilę przed pojedynkiem spija zebraną wodę- tego na rysunkach nie widzimy)

Dalej jest w miarę jasno: wjeżdża pociąg, broń przeładowana, gościa nie ma...



...zaraz, zaraz, a jednak przyjechał!



Mierzenie wzrokiem...



...i strzelanina,

w której nie wiemy na sto procent kto ginie... no bo czyja jest ta sylwetka, ta od kapelusza, który spada z lewej strony? Chociaż tutaj i bez pomocy filmu możemy pokusić się o wypełnienie luki, wrażenie będzie bardzo fajne, tzn. André Lemos zdołał osiągnąć ciekawy efekt „skokami”, cięciami szybkimi jak wystrzały z broni.

Harmonijka strzela, murzyn się odgryza:



Harmonijka dostaje (do niego należy pierwszy kadr/strona przy strzale, stąd wniosek, że ten, który obrywa w kolejnej sekwencji tego pojedynku, to też on), murzyn też dostaje (analogicznie):



A tutaj kto pada? Po czarnej twarzy wiemy, że murzyn:



Ćwiczenie, które narysował nam autor jest dosyć wymagające, ale możliwe do rozwiązania nawet bez znajomości pierwowzoru. Tylko, że wówczas odbiór będzie niepełny. Wydaje mi się, że w tej publikacji chodzi nie tyle o adaptację, bo ta powinna być w pełni samodzielna w działaniu i prowadzić do wywoływania zbliżonych efektów u odbiorcy, tzn. zbliżonych do tych, które wywołuje „źródło”, co o połączenie, o porozumienie między filmem i, niech będzie, z racji wygody terminu, komiksem. Pełna lektura dokona się tylko wtedy, kiedy będziemy czytać/oglądać, mając w głowie pierwowzór. Dlatego książeczka, o której dziś piszę, nie jest samodzielnym tworem, jest połączona i tylko w tym połączeniu w pełni funkcjonuje. Technicznie mniej więcej zrekonstruujemy przebieg zdarzeń, ale musimy także usłyszeć w uszach melodię harmonijki. Tak czy inaczej, podoba mi się ten pomysł.

qba

pssst! tutaj zabawa w screeny- to kadry filmowe, które przerysował autor; co ciekawe- przy tych wyciętych z filmu kadrach, które odpowiadają rysunkom André Lemosa, sekwencja jest bardzo czytelna; w rysunkach ciągłość komplikuje wyeliminowanie przez rysownika pewnych szczegółów z tła, dzięki którym przejścia filmowych stopklatek są płynne, bo odbywają się od elementu, do elementu; porównajcie sobie stopklatki z rysunkami strzelaniny:

snap shots


pssst!! a tu książka, jeszcze nie czytałem, aktualnie przebywa na wypożyczeniu, ale zawartość baaardzo ciekawa i adekwatna do tematu wpisu;

pssst!!! wspomniałem o Filipe Abranchesie, to i wspomnę o tym, że niedawno podczas festiwalu Indie Lisboa (Międzynarodowy Festiwal Kina Niezależnego) otrzymał on nagrodę dla reżysera krótkiego metrażu, za znajomo chyba wyglądający filmik, hę? Tak jest, Ptaki ukazały się w wersji komiksowej w Ziniolu #3. Trejler:

2 komentarze:

pawel m pisze...

scena filmowa przebija te kadry x100. przy okazji zerknę na "komiks". kiedy na rower? ;P

qba pisze...

rajt, ale w połączeniu fajnie wrażenie pozostaje. A western dokładnie taki jak lubię. Za to w 3:10 do Yumy wkurwiała mnie na maksa postac grana przez Bale'a.

rower? a to masz nowy czy starego grata odkurzyłeś? Może w przyszły weekend? niedzielę mam wolną, w sb. dwa mecze... ale to pogadamy jeszcze w tygodniu