Powiedzmy, że Portugalia horrorem nie stoi. Komiksowym jeszcze jako tako, bo David Soares, choć osamotniony, to zdecydowanie jakościowo niszczy, a jego sposób rysowania potworów to temat na osobny wpis. Filmowym natomiast praktycznie... leży, ale moje stale rosnące zainteresowanie tym gatunkiem pozwoliło mi wygrzebać kilka ciekawych rzeczy. W zasadzie tegoroczne święta i przedłużony wypad sylwestrowy do Lizbony upływają pod znakiem horroru. Świątecznie kończyłem na nowo rozpoczęte Żywe Trupy, bo przed lekturą dziewiątej części chciałem powtórzyć poprzednie, potem był Dzień Żywych Trupów i dwie części Halloween Roba Zombi'ego (do znudzenia będę polecał te rimejki, bo są makabryczne), samolotowo drugi numer Lśnienia (w zasadzie bardzo w porządku lektura, ale strzeżcie się słuchowisk grozy na dodanej płycie; można pęknąć ze śmiechu, a nie był to raczej efekt zamierzony; reszta to dla mnie fajny materiał poznawczy, bo o wielu rzeczach nie wiedziałem i dostarczono mi na tacy informacje, które mógłbym wygrzebać w sieci, ale co tam, fajnie jak ktoś to zrobi za ciebie od czasu do czasu- taki to chyba los dziennikarza), a noworocznie spacer do Boca do Inferno, czyli do Piekielnej Paszczy lub też Wrót Piekła. To fragment klifowego wybrzeża w Cascais, takiej wielkiej dziury oddzielonej od Atlantyku cieniutką ścianą skał z otoworem na samym dole. W tym miejscu podobno zniknął kiedyś Aleister Crowley, co David Soares wykorzystał w swojej powieści Konspiracja przodków. Iście piekielny początek roku, bo mimo przepięknej słonecznej pogody ocean był bardzo niespokojny i fale wściekłe roztrzaskiwały się o klifowe wybrzeże... Dwa zdjęcia z Boca do Inferno, z których żadne jednak nie oddaje grozy tego miejsca:
Pomiędzy tym wszystkim obejrzałem pierwszy portugalski horror w moim życiu i pierwszy portugalski film o zombiakach. I'll se you in my dreams to krótki metraż, który powstał w 2004 roku i w tym roku zdobył nagordy na festiwalach w Portugalii, Holandii i Kanadzie. Zasłużenie. Historia jest prosta- mała wioska opanowana przez zombiaków, a między nimi samotny pogromca, który ich eliminuje- ale bardzo sprawnie opowiedziana i zawiera wszystko, co w horrorze powinno być: sporo czarnego humoru, efektowne eliminacje, atmosferę grozy i trochę golizny, ale co najważniejsze, ma przewrotne zakończenie. Sceny, które mają śmieszyć, śmieszą. Te, które mają straszyć, mogą przestraszyć. Charakteryzacja jest bez zarzutu, odpowiedzialni za nią Kanadyjczycy spisali się na medal. Czasami w produkcjach tego typu, na wpół amatorskich, sporo jest nieporadności, gra aktorów drętwa, a efekty specjalne bardzo umowne. W I'll see you in my dreams zadbano o każdy szczegół, żadnego z tych elementów nie zaniedbano. To nie jest takie jajcarstwo jak polska Obróbka/skrawaniem,
ale profesjonalnie zrobiony krótki metraż. Sporo tutaj hołdów złożonych klasykom gatunku. Między innymi główny bohater, ów mściciel, przypomina Asha, a i imiona Sam, Dario i Lucio nie pojawiają się pRzYpAdKoWo... Jak na kraj, który horrorów nie produkuje, ten obraz jest godny uwagi, a dwadzieścia minut mija niezwykle przyjemnie i szybko. Wydanie DVD z tym filmem trafiło do sprzedaży dopiero w 2009 roku i zawiera kilka fajnych niespodzianek: książeczka z tekstami wspominkowymi autorów, zdjęcia z kręcenia filmu, kadr z filmu (!) oraz dwa filmy dokumentalne, wycięte sceny i teledysk. Jeden z dokumentów opowiada o tworzeniu filmu i o osobie Filipe Melo, reżysera. Drugi o panu nazwiskiem Eurices Bernardes Catatau, który to ma być zapomnianym portugalskim reżyserem filmów grozy i obrazów erotycznych. Ten pan to podobno zawiedziony brakiem zrozumienia twórca, któy wycofał się z szołbizu i rozpoczął pracę na bramce na autostradzie i już nigdy więcej się nie odezwał po zamordowaniu swojej żony... Brzmi nieprawdopodobnie? Płaczący nad jego losem Joaquim de Almeida, portugalski amant filmowy, rozwiewa wszelkie wątpliwości, co do autentyczności tej postaci. Ostatnim miłym dodatkiem jest klip, który w klimacie filmu nakręcili Moonspell, do swojej wersji znanej piosenki, która dała filmowi tytuł:
Ten portugalski ruch horrorowy nie ogranicza się do jednego filmu, bo działa tu również Lizboński Kinoklub Grozy oraz MOTELx, który organizuje od 2007 roku Horrorfestiwale. Na tych właśnie festiwalach w części konkursowej pojawiają się portugalskie krótkie formy grozy, z których być może któraś dorówna kiedyś poziomem I'll see you in my dreams i doczeka się wydania DVD? Ja na to będę miał oko. Tymczasem MOTELx pokusił się o wydanie przy trzeciej edycji festiwalu fanzinu komiksowego. Inicjatywa fajna, ale wykonanie bardzo słabe. Świetna okładka,
znakomita jedna jednoplanszówka, dwie spoko historyjki i jedna pomysłowa. Jak na 54 strony to dramatycznie mało...
Niezastąpiony youtube oczywiście serwuje nam ten króki metraż w dwóch częściach, z napisami po hiszpańsku. Można zerknąć jak to wygląda, bo powiedzmy sobie szczerze- dialogi nie są tutaj motorem napędowym i rozumieć w sumie ich nie trzeba:
qba- the impossible horror warrior
pssst! dziś jest ten wpis, choć miało być podsumowanie roku 2009, przesunięte już raz z... 27 grudnia... to jest mój osobisty horror, mój brat, który nie daje rady swojej części napisać...
pssst!! idźcie na Zombieland!
pssst!!!
pssst!!!! a już dziś idziemy na Sporting, ole!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz