sobota, 23 maja 2009

Światowy Dzień Żółwia

Dziś jest Światowy Dzień Żółwia. Z jednej strony tak sobie myślę „czego to ludzie nie wymyślą”, takimi pierdołami się zajmować... A z drugiej: czemu nie? Przecież to takie sympatyczne zwierzę! W sumie nie przytuli się go jak kota, ale radości z rozmyślania nad tym gadem jest dużo: domek na plecach, pełny luz, zero pośpiechu, przecież wszędzie się zdąży. No i żółw widnieje też w herbie naszego zespołu piłkarskiego. Mrokiem tajemnicy, mgiełką zapomnienia i oparami alkoholu owiana jest geneza nazwy, pod którą gramy od 2005 roku, ale od tego czasu powstała masa powiedzonek, żartów na przeróżnym poziomie, które ten „żółwiowy” komponent wykorzystują. W sumie najprostszym wyjaśnieniem jest to, że na boisku poruszamy się w żółwim tempie, a po meczu pijemy piwo. Oczywiście ci, którzy piją, piją, inni już swoje wypili. Ogólnie wspólne granie w piłkę to okazja do dosyć beztroskiego spędzenia czasu i powstrzymania nadmiernego przyrostu tkanki tłuszczowej. Jeśli chodzi o wyniki, to raz na wozie, raz pod wozem, ale zawsze powolutku do przodu. Informacja o tym święcie wywołała u mnie szereg skojarzeń, głównie komiksowych.



Kiedyś wariowałem na punkcie kreskówki Wojownicze Żółwie Ninja, którą oparto na komiksie pod tym samym tytułem. Nie pamiętam w jakie dni tygodnia leciała, ale miałem niezły odlot siedząc przed telewizorem. Zawsze marzyłem o action figure Leonardo-



tego najbardziej lubiłem. I kiedyś w Szczytnie, wracając ze szkoły, wypatrzyłem bardzo fajne żółwiowe figurki. To był pewnie listopad, blisko do Gwiazdki, więc kombinowałem, że dostanę pod choinkę. No ale okazało się, że ktoś zdążył wykupić, a czasy były takie, że ciężko było znaleźć cokolwiek z gadżetów tego typu. Do dziś nie mam Leonardo na półce, ale coś mi się wydaje, że kiedyś w końcu stanie na niej obok Garfielda, Batmana, Doca Ocka, Spajdera, Wolviego, Thinga i Surfera (swoją drogą, z tej kolekcji figurek marvelowych to mocno mnie zawiódł Goblin- wyszedł na tyle słabo, że zrezygnowałem). Dopiero potem kupiłem kilka numerów timisemikowego komiksu, ale jakoś mnie nie wziął. Nie widziałem też serialu animowanego z 2003, ani serialu aktorskiego z 1997, ani filmu kinowego z 2007. A jednak pierwsza rzecz (no dobrze, druga), o jakiej pomyślałem w związku ze świętem żółwia, to właśnie Wojownicze Żółwie Ninja. W czasach pierwszego serialu animowanego (w Polsce leciał na początku lat dziewięćdziesiątych) zaczęły chyba też ujawniać się moje geekowe zapędy: miałem album z nalepkami!

Żółwie w komiksach oczywiście są, żeby tylko wymienić mikropolisowego samobójcę (oprócz tego wcinał też, jeśli dobrze pamiętam, kolorowe tabletki babci; no i genialne sprawdzał się w wielokrotnej sprzedaży- ależ te dzieci są pomysłowe) i żółwia Maciusia (symbol legendarnego Wilqa). Jest też oczywiście Chunky Rice. I w tym tkwi pRzYpAdEk: nie dalej jak przedwczoraj pożyczałem ten komiks, mój ulubiony. I nadal jest jak było, nadal nie znam osoby, której Good Bye Chunky Rice by się nie spodobał.



clunk

qba

pssst! skoro dziś takie święto, to ja odświętnie jeszcze dodam (po łacinie opolskiej): tuńczyki wszystkich krajów, łączcie się!

pssst!! a jeśli nie macie żółwia w domu, to sięgnijcie sobie dziś po komiks Craiga Thompsona, po ciepłą, lecz nie pretensjonalną opowieść o miłości i przyjaźni, i o tym, że daleka podróż zawsze pozwala na spojrzenie na wszystko z koniecznego dystansu. Jeśli nie macie jeszcze komiksu, kupcie go sobie koniecznie!!

pssst!!! psów nadal nie lubię, zwłaszcza tego małego ch#%&a, który cały dzień ujada na balkonie nad po sąsiedzku położonym warsztatem samochodowym, ale lektura Łajki mnie ruszyła. Nigdy nie wiedziałem i nigdy nie pomyślałem, że za tym propagandowym sukcesem skryło się tyle okrucieństwa. Nigdy nie zdobyłem się na refleksję w tym temacie, ale dobrze że Nick Abadzis się tym zajął; swoją drogą ciekawie zestawić sobie Łajkę ze Spacedogiem. Mimo że komiksy te dzieli 14 lat (!), to taka „podwójna porównawcza recenzja” (nawet jeśli tylko na Wasze potrzeby czytelnicze) z pewnością doprowadzi do wielu ciekawych wniosków. Oba komiksy szczerze polecam!!!

pssst!!!! no to teraz juz naprawdę clunk !!!!

5 komentarzy:

pawel m pisze...

miałem i figurkę Leonardo i album z naklejkami i nagrodę za wysłanie 10 opakowań po naklejkach. nagrodą okazała się... duża naklejka.

a co do psów: przygotuj się na jutrzejsze spotkanie z moim potworem :D

qba pisze...

wow! i pozbyłeś się figurki?!

spotkanie z potworem przeżyłem :-P

jestem cały czas pod wrażeniem Twojej przestrzeni pokojowej. Dzieki za gościnę i grilowane mięsiwa.

Anonimowy pisze...

Nie lubisz psów??? To w takim razie idę sobie z tego bloga i definitywnie zaprzestaję bycia fanką-czytelniczką.

tO mY: pisze...

hehe, no nie lubię... denerwują mnie swoim idiotycznym ujadaniem bez powodu. no ale niektóre nawet ładnie wyglądają. A i psia terapia komiksowa działa. O, już wiem, jednego lubię- Snoopyego!

tO mY: pisze...

edit: i Jasonowe psopodobne postaci też, o!

nie idź sobie z bloga ;-)