sobota, 1 sierpnia 2009

pRzYpAdKi portugalskie 20



W zasadzie o tym komiksie nie zamierzałem pisać w tej kolumnie bloga. Nie zamierzałem w ogóle o nim pisać, ale...

Tornado- só me saem dukes! to komiks autorstwa pana, który publikuje jako Estrompa, a jego pełne nazwisko brzmi José João Amaral Estrompa. Znany ze swojej współpracy z wieloma portugalskimi pismami i fanzinami, wielokrotnie honorowany nagrodami w swoim kraju, poza granicami w zasadzie szerzej nieznany. Jego jedyny komiks, który wpadł mi w ręce, i o którym dziś piszę, to parodia bardzo znanej hiszpańskiej serii Torpedo 1936. Oczywiście kiedy wpadłem na Estrompę, półtora roku temu, tej bardzo znanej hiszpańskiej serii nie znałem. Ktoś mi wytknął, że jako osoba aspirująca do bycia komiksologiem, powinienem trochę szerzej interesować się komiksem, a nie czytać tylko to, co mi się podoba. Niby racja, ale trzeba sobie ustalić jakąś specjalizację. Wewnątrz komiksologii (nie wiem czy traktować to wszystko poważnie...) można skłaniać się przecież albo ku aspektom historycznym, albo formalnym, albo tematycznym, albo wypadkowej tych elementów. No dała mi trochę ta rozmowa do myślenia i doszedłem do wniosku, że powolutku będę musiał się jakoś sprofilować. Mam otwartą głowę i ostatnio „przekonałem się” na ten przykład do czytania mangi. Głównie dzięki kilku świetnym tytułom z wydawnictwa Hanami. Nie oznacza to oczywiście, że „sprofiluję się” na mangę, po prostu badam nowe tereny. Nowym terenem dla mnie jest też komiks hiszpańskojęzyczny, o którym nadal mam blade pojęcie, ale dzięki dwóm tłumaczeniom (a jeszcze w kręgu zainteresowań wisi Mafalda, której jedyne polskie tłumaczenie pochodzi z lat osiemdziesiątych i w żaden sposób nie oddaje geniuszu i charakteru tego paska komiksowego autorstwa Quino), które ostatnio robiłem, skubnąłem go trochę. O jednym z tych tłumaczeń wspominałem otwarcie, chodzi o reklamowane już, głównie na Kolorowych, Niewidzialne Światy Patrício Betteo (ten autor obecny w trzech szortach w ostatnim Ziniolu; być może jeszcze w tym roku zostanie wydany w Polsce). O drugim milczałem, nie wiem czy przy okazji gdzieś wypłynęło na forach, nie wszystkie fora śledzę. Chodzi właśnie o Torpedo 1936. I tutaj to jedno z moich zajęć zarobkowych, czyli tłumaczenie, przyszło mi z ogromną pomocą. Zlecenie na Torpedo pozwoliło mi zrozumieć bohatera dzisiejszego wpisu oraz rozszerzyć swoją komiksową wiedzę.

Tornado jest prywatnym detektywem (to odróżnia go od pana Luki Torpedo, włoskiego emigranta, który trafia do Nowego Jorku i musi radzić sobie sam; zaczyna jako pucybut i po lekturze pierwszego tomu jego przygód raczej nie zanosi się, że zostanie milionerem...; zostaje spluwą do wynajęcia, płatnym zabójcą, który pracuje na zlecenie przeróżnych typków). Tornado jest wyjątkowym detektywem, który raczej nie rozwiązuje powierzonych mu spraw (Torpedo, przeciwnie, wywiązuje się na ogół ze zleceń, zawsze w sposób bardzo pomysłowy i z genialnym, choć okrutnym poczuciem humoru; czasami dostaje po łapach, ale znając specyfikę tej serii, odczeka, aby w stosownym czasie się zemścić), nie ma partnera (partnerem Torpedo jest Rascal, trochę gamoniowaty, niezbyt bystry, który ma zwyczaj denerwować swojego szefa), ale jest psem na kobiety (Torpedo również je lubi, lecz taktuje jak typowy macho). Tornado, podobnie jak jego pierwowzór, Torpedo, jest zabawny, a w zasadzie stara się być zabawny. Ma ciężki język, często przekręca słowa, bawi się w neologizowanie. Torpedo również ma taki styl, choć czasami nie wiadomo czy robi to celowo czy przez pRzYpAdEk. Ogromną wartością Torpedo jest właśnie język, tekst, niezwykle pokręcone i dwuznaczne wypowiedzi, które przyprawiają o ból głowy tłumacza. A w zasadzie tłumaczy, bo tłumaczyłem ten komiks wraz z Gerardo Beltránem. I napiszę szczerze, że bez jego pomocy nic by z tego tłumaczenia nie było. To znaczy byłoby, ale coś na miarę tłumaczenia czeskiego, które pogubiło wszystkie te gierki słowne, zubożyło komiks (konsultowaliśmy wersję czeską z tłumaczem z tego języka, Leszkiem Engelkingiem, który potwierdził, że czeski tłumacz kompletnie nie zrozumiał fragmentów hiszpańskiego tekstu; ja chciałem uniknąć czegoś podobnego, stąd zwróciłem się o pomoc do Gerardo). Moja znajomość bierna hiszpańskiego znakomicie zadziałała przy Niewidzialnych Światach, gdzie do słownika sięgnąłem w trakcie tłumaczenia chyba 3 albo 4 razy. W Torpedo, kiedy tłumaczyłem większy fragment sam, nonstop siedziałem w słowniku, żeby te gierki słowne zrozumieć dobrze. To było wyczerpujące, ale bardzo pouczające. Tak jak i współpraca z Gerardo.

Wracając do pana Tornado- tutaj język jest bardziej „nieociosany”, przerysowany, rubaszny, ale i o to chodziło w tej udanej parodii. Torpedo to bardzo zabawny i inteligentny komiks, ostry, niepoprawny, bardzo dobra opowieść o gangsterach, znakomity materiał na sparodiowanie. W Torpedo oprócz warstwy słownej, można też rozkoszować się rysunkiem. Czerń i biel, klasyczna kreska, znakomicie sportretowani twardziele, dynamiczne sceny pościgów. Ten komiks to perełka, a zatem wybaczcie, że bohatera wpisu, portugalskiego Tornado, potraktowałem pretekstowo, aby zareklamować jego hiszpańskiego „przedstępcę”.

Bardzo cieszę się ze zlecenia na Torpedo, bo poznanie pierwowzoru postaci Tornado, zupełnie zmieniło moje odczytanie tego komiksu. Na plus.

qba

pssst! a tutaj Luca:



pssst!! a tutaj kilka słów o nim po engliszu.

Brak komentarzy: