W drodze na dzisiejszy mecz (przegrany niestety i pRzYpAdKiEm...) oczywiście trafiłem na wolontariuszy, grających z WOŚP. I jak zwykle zapłaciłem haracz (smile, heh). Przypomniałem sobie też, że jakoś rok temu pod wpływem finału wymyśliłem dwie takie historyjki, żeby pokazać, że Szatanki nie są do szpiku złe. I wróciły wspomnienia związane z Przystankiem Woodstock, z kolejnymi styczniowymi finałami… Tak, warto te inicjatywy wspierać. Do końca świata i o jeden dzień dłużej.
qba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz