sobota, 31 grudnia 2011

jednym zdaniem/jednym słowem, powiem tym razem tak


"Long John Silver #01: Lady Vivian Hastings" - przygoda dopiero się zaczyna, ahoj!;


"Przygody Tintina #08 (Tom morski)" - cztery na piątkę;


"Przygody Tintina #07 (Tom purpurowy)" - a nie buraczkowy?;


"Przygody Tintina #06 (Tom niebieski)" - niebieskie migdały;


"Detektyw Fell #01" - zdarzyło się za rzeką;


"Fistaszki zebrane: 1959-1960" - do śniadania, obiadu, na podwieczorek i do kolacji też;


"Kot Simona i kociokwik" - co dwa koty, to nie jeden;


"Assassin’s Creed #01: Desmond" - zabójcze to to nie jest;


"Logikomiks. W poszukiwaniu prawdy" - nie odnaleziono;


"Liga Niezwykłych Dżentelmenów #4: Stulecie 1969" - znowu ratują Londyn?!;


"Mroczna Wieża #03: Zdrada" - cancelled;


"Walking Dead: narodziny gubernatora" - gryzie;


"Robot" - ludzki;


"Arteon" - ?;


"Tymczasem" - innym razem;


"Czeczot: album przedśmiertny" - może mleczka?;


"Pluto #4" - komiks o superbohaterach pod przykrywką robotów;


"Europejczyk w podróży" - Europa bez granic, po prostu.

Crimson Ghost






piątek, 30 grudnia 2011

Blankets PT


Craig Thompson swoją osobą wyprzedził w Portugalii swoje komiksy, bo gościem festiwalu komiksowego w Bejy był w 2009 roku, a jego pierwszy komiks po portugalsku właśnie się ukazał. Padło na "Blankets", który kosztuje niecałe 35 euro (bez centa). Powodem tego krótkiego wpisu jest w zasadzie nie tyle wydanie "Blankets" w dość dziwnym języku, co trzy podobieństwa do wydania polskiego:

1) okładka - ta fajniejsza została schowana pod obwolutą wydania polskiego, które mam; i choć mogę teoretycznie tę obwolutę zlikwidować sobie, to jakoś nie zrobiłem tego jeszcze; wydanie portugalskie posługuje się również tą mniej fajną okładką;
2) tytuł - Portugalczycy również nie poszli w tłumaczenie tytułu, a nawet nie posunęli się do dodania - "pod śnieżną kołderką"
3) to pierwszy komiks Thompsona wydany tako w Polsce, jako i w Portugalii.

Dobra, czy to oznacza, że mogę się spodziewać jako następnego komiksu Thompsona po portugalsku Chunky'ego? Pasowałby do mojej kolekcji angielsko-francusko-hiszpańsko-polskiej :D

Czekam.

Fantasma Encarnado



wtorek, 6 grudnia 2011

Cyril Pedrosa i jego Portugalia


To nie będzie recenzja komiksu "Portugal" Cyrila Pedrosy, również autora wspaniałej historii "Trzy cienie", którą przeczytaliśmy w Polsce dzięki Kulturze Gniewu. Nie czytałem bowiem najnowszego dzieła Cyrila, ale czytałem o tym dziele i śledziłem trochę, co na jego temat pisali inni. Więc będzie to głównie to, co zapamiętałem na temat komiksu i co mogę napisać oglądając wybrane plansze.

W porównaniu z "Trzema cieniami" jest teraz dla odmiany kolorowo, ale kolory nie są krzykliwe, raczej melancholijne, aby oddać klimat tęsknoty i wspomnień wizyty w tym kraju jako dziecko, które autor próbował odnaleźć podczas pobytu w Portugalii. Tak, to niezwykłe z jaką łatwością i swobodą komiksowi autorzy zagraniczni mogą sobie pozwolić na tego typu artystyczne działania twórcze. Alfonso Zapico pisząc i rysując "Dublinera" podróżował z kraju do kraju, a Cyril Pedrosa pojechał sobie do Portugalii na trzy miesiące w 2008. Wcześniej gościł na festiwalu Sobreda w maju 2006 i w 2008 w Amadorze.

"Portugal" liczy sobie ponad 260 stron wypełnionych akwarelkowym malunkiem, na których autor, jak sam mówi, "stara się opisać labirynt". Komiks jest autobiograficzny, ale Cyril portretuje się w nim jako rysownik imieniem i nazwiskiem Simon Mucher, człowiek z problemami małżeńskimi. Sam Cyril jest wnukiem Portugalczyków, którzy wyemigrowali do Francji w latach trzydziestych. To ciekawy aspekt, bo Francja faktycznie często była dla Portugalczyków ostoją, wzorem i miejscem schronienia. Emigracja portugalska była bardzo silna w czasach reżimowego Estado Novo Salazara, ale też Francja, jako silny ośrodek myśli i sztuki wszelakiej, zawsze bardzo mocno wpływała na portugalskie elity intelektualne. I ten aspekt oraz emigracyjny kierunek obierany przez mieszkańców Portugalii jest widoczny do dziś i portretowany np. w wielu filmach, żeby tylko wymienić te pokazywane w Polsce: "Sem ela/Bez niej" i "A casa que eu quero/Dom, którego pragnę".

Komiks został wydany "głównie" po francusku, ale siłą rzeczy, poprzez miejsce akcji, znajdzie się w nim też i język portugalski.

Na okładce, którą umieściłem na wstępie tego wpisu, autor stoi sobie na balkonie domu w starej, tradycyjnej, dzielnicy imprezowej Bairro Alto, gdzie mieszkał i pracował. Sporo też wędrował, tym razem już jako człowiek dorosły, który samodzielnie podjął decyzję o odkrywaniu swoich korzeni. Także w zapomnianych przez świat wioskach, które z zapałem zwiedzał. A nam, wszystkim, którzy po francusku nie czytają, pozostaje czekać, aż któryś z polskich wydawców zabierze nas w podróż do Portugalii Pedrosy. Ja tam czekam, a jak się nie doczekam, to kupię sobie po francusku i się nauczę języka. Komiks to dobra motywacja do takich wyczynów.


Fantôme Cramoisi

wtorek, 29 listopada 2011

Nuta na zawsze



Uf, bardzo się cieszę z zawleczenia moich kości na ten koncert, no ale inaczej być nie mogło. Skoro trzy lata temu pojechałem kawał drogi do Wrocławia, to nietaktem byłoby nie podjechać tych kilku przystanków na warszawski Torwar, żeby pobawić się na Illusion. Zestaw kapel zacny, wszystkie "te ulubione" z czasów liceum (poza None, do którego nigdy specjalnych uczuć nie żywiłem; fakt, "wychowali" Olasa, który świetnie pasował do Acidów, i po którego śmierci Drinkersi grali w Hali Ludowej przed Illusion - z tamtego koncertu nie zapomnę puszczonego z playbacku "Blues Beatdown" i tej chwili solidarności między zespołem i publiką - ale dla mnie to tylko tyle). Tuff Enuff widziałem trzeci raz w życiu, wcześniej dwukrotnie na Przystanku Woodstock, i jest gut. Flapjack jak zwykle mnie nie przekonał. Nie czuję tego grania po reaktywacji, a to była najukochańsza licealna kapela...

Forma taka sobie, bo kostka po kolejnej piłkarskiej kontuzji jeszcze nie wróciła do siebie - jednak zalkoholizowanie delikatne przed koncertem znacząco ją rozluźniło, więc można było poskakać :D Zatkało mnie przy próbie jednoczesnego śpiewania i walki pod sceną właśnie przy "Vendettcie". Siniaki i zacna szrama na plecach oraz dwa "łokietki" w szczękę" zaliczone, czyli koncert udany :p

Crimson Ghost to czysta iluzja

niedziela, 20 listopada 2011



"Kurczak ze śliwkami" może być fajny i to pewnie nie głównie za sprawą udziału w filmie portugalskiej aktorki Marii de Medeiros (musicie znać z "Pulp Fiction", gdzie wystąpiła w roli kobiety boskiego Bruce'a Willisa), ale fakt ten i tak trzeba odnotować. Nie znam innego filmu komiksowego z portugalskim aktorem. Tak się pisze historia, Faranguisse zagrana przez Portugalkę.

Fantasma Encarnado

piątek, 18 listopada 2011

PT: 1001 Comics You Must Read Before You Die


Pełna lista komiksów, które znalazły się w książce “1001 Comics You Must Read Before You Die” do znalezienia m.in. pod tym adresem. Mamy w tej publikacji polskie akcenty pod postacią prac duetu Gawronkiewicz/Rosenberg („Achtunk Zelig”) oraz Baranowskiego („Antresolka profesorka Nerwosolka”), mamy argentyński komiks „Macanudos” Liniersa, o którym „piszę” od momentu przeczytania, czyli pewnie gdzieś od lipca (według mnie znakomity następca „Mafaldy”, ale ocenicie sami, bo we wpisie chciałem też umieścić przetłumaczone wybrane paski, tak poglądowo, jako ilustracje, bez intencjonalnego piractwa, dla Waszej czystej radości), no i mamy też portugalskiego reprezentanta, jednego jedynego, w postaci „O Diário de K.” Filipe Abranchesa, którego bardzo dobrze znacie z występów ziniolowych [numery 3(2008), 4 i 5 (2009)] oraz ze Splotu (opublikowano tam historyjkę „Solo”, o czym pisałem dawno temu. Przy opracowaniu książki ze strony portugalskiej pracowali Domingos Isabelino i znany nam Pedro Moura, który swego czasu poświęcił komiksowi „O Diário de K.” bardzo ciekawy tekst analityczno-interpretacyjny w duchu close reading (opublikowany w piśmie Quadrado, które wydawane było przez lizbońską Komiksotekę).


O twórczości Filipe w skrócie pisałem w Ziniolu numer trzy, z grudnia 2008. Poświęciłem fragment tamtego tekstu również charakterystyce „O Diário de K.”:

Kulminacją niejednoznaczności, niedopowiedzeń i graficznego stylu Abranchesa jest niewątpliwie album „Dziennik K. („O Diário de K.”, 2001). Ale nie tylko w tych elementach autor wykazał się niezwykłym wyczuciem. Główną siłę „Dziennika K.” stanowi bowiem mechanizm adaptacji zastosowany przez autora. Materiałem wyjściowym jest opowiadanie „Śmierć klauna” („A Morte do Palhaço”) autorstwa Raula Brandão. Opowiadanie co najmniej dwuznaczne, w którym pisarz myli tropy co stronę. Filipe Abranches znakomicie wychwycił ten sposób snucia opowieści i stworzył adaptację, która naśladuje przede wszystkim elementy konstrukcji opowieści, a nie jednostkowe wydarzenia z rozwoju akcji. Niejednoznaczność zostaje zaznaczona zarówno w rysunku, jak i w narracji słownej. Nie wiemy na pewno „kto” opowiada. Nie wiemy na pewno „co” widzimy. Nie wiemy „kiedy” zostajemy wciągnięci w śledztwo i obsesyjne poszukiwanie odpowiedzi. Nie wiemy „dokąd” nas to zaprowadzi. A jednak fascynująca otoczka tajemnicy nakazuje nam zagłębiać się w pięknie narysowaną opowieść, która się nie kończy. Na końcu nie czeka na nas żadne ostateczne wyjaśnienie! A zatem precz z autorem?

Jeden reprezentant na 960 stron to nie jest dużo, tym bardziej, że można by z portugalskich hitów jeszcze coś dorzucić. Natomiast jeśli skoncentrujemy się na obecnym, na „Dzienniku K.”, to nie sposób zakwestionować tego wyboru. To, co można określić w komiksie Abranchesa jako „podoba mi się” jest nierozerwalnie związane z usiłowaniem zrozumienia historii, która wskazuje wiele ścieżek interpretacyjnych i tworzy otwarty tekst semiotyczny. Zatem bardziej liczy się sam proces poznawania pracy, niż efekt finalny i namacalny, który bierzemy do ręki w postaci książki. Komiks Abranchesa funkcjonuje jako całość nieskończona, wiecznie się dopełniająca a akcie odbioru.

Album ten w 2001 roku, czyli w czasach krótkotrwałego wzrostu produkcji komiksowej w Portugalii, został uznany przez licznych przedstawicieli prasy i krytyków kulturalnych za komiks roku.

Fantasma Encarnado

pssst! zdjęcia zrabowano stąd ;-), a tutaj zerknijcie na ilustracje z komiksu.

czwartek, 17 listopada 2011

Soulburners: płacisz i masz

Soulburners to kapela, która zdecydowanie jest fajna na koncertach, bo na płytach brakuje jej trochę energii. Grupa postanowiła zrobić klip do utworu "Supercool", który początkowo miał wyglądać jak film Sin City, ale ostatecznie wyewoluował w stronę takiego obrazu:



Wygląda to fajnie, bo niby zwykły klip z zespołem, który sobie gra, ale sporo w obrazie fajerwerków. No i tancerki są w wersji bardziej dla dorosłych, niż nieodżałowanie ubrana Jessica Alba w roli striptizerki Nancy. A za ostateczny kształt klipu odpowiedzialni są słynni Platige Image.

Crimson Ghost

czwartek, 10 listopada 2011

pRzYpAdKi pOrTuGaLsKiE: To w nocy zadaję pytania


Album ten został narysowany przez pięciu artsystów – oto piątka: Jorge Coelho, João Maio Pinto, André Coelho, Daniel da Silva i Richard Câmara - do scenariusza Davida Soaresa. Powstał na zlecenie Krajowego Komitetu Obchodów Stulecia Republiki (Comissão Nacional para as Comemorações do Centenário da República) i festiwalu AmadoraBD. Często tego typu inicjatywy budzą zrozumiałe podejrzenia i nieufność, ale trzeba przyznać, że w tym pRzYpAdKu temat powierzono profesjonalistom, którzy znaleźli profesjonalnych artystów do jego realizacji. Nie jest to na szczęście kolejna „instytucjonalna” wpadka, ale też nie jest to komiks wolny od wad, choć w Portugalii został przyjęty ze sporym entuzjazmem w parze z dobrymi wynikami sprzedaży – mimo szalejącego kryzysu album znajdował się przez dłuższy czas na liście najlepiej sprzedających się pozycji we FNACU (sieć francuskich supermarketów kultury w stylu naszego na „E”).

W tekście „Kilka uwag o portugalskim komiksie historycznym” (Zeszyty Komiksowe #12) wskazywałem wybrane wydarzenia z dwudziestowiecznej historii Portugalii, które są szczególnie ważne dla kraju. Pisałem, że „wśród publikacji na komiksowym rynku portugalskim (…) znajdziemy kilka tytułów historycznych, które w bardzo ciekawy sposób odnoszą się do współczesnej historii Portugalii i do najważniejszych wydarzeń dwudziestego wieku: dyktatury António de Oliveiry Salazara i związanej z nią Rewolucji Goździków w 1974 roku (zwanej przez Portugalczyków również Rewolucją 25 Kwietnia – od daty dziennej przewrotu). Poza tymi dwoma faktami (oraz związaną z nimi bezpośrednio sytuacją na terenach będących faktycznie koloniami, a oficjalnie terytoriami zamorskimi) w dwudziestym wieku za bardzo istotne wydarzenie trzeba uznać też zniesienie w Portugalii monarchii i początek systemu republikańskiego, co nastąpiło w 1910 roku (Republikę proklamowano 5 października, Konstytucja została uchwalona rok później, 18 sierpnia 1911), oraz wstąpienie kraju do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w 1986 roku”.

„To w nocy zadaję pytania” z punkt wyjścia obiera sobie wydarzenia związane z okresem Pierwszej Republiki w Portugalii, czyli z czasami doniosłymi, bo kładącymi kres monarchii. Te wydarzenia są płaszczyzną odniesienia do niezdefiniowanego i nienazwanego wprost ustroju autokratycznego z połowy lat XX wieku, który również stanowi część świata przedstawionego. Sytuacja fabularna jest dosyć prosta – oto ojciec, pamiętający czasy uniesień po wprowadzeniu nowego ustroju w kraju, postanawia listami, które zawierają wspomnienia minionych czasów krótkiej wolności, uświadomić syna, że jego służebność nowemu ustrojowi jest tchórzostwem, pójściem na łatwiznę i ogromnym błędem, żeby nie powiedzieć zdradą wzniosłych ideałów republikańskich. Musimy pamiętać w tym miejscu, że republika w Portugalii bardzo szybko przestała istnieć na rzecz Estado Novo, którego początki sięgają przewrotu majowego w 1928, a które ostatecznie zostało usankcjonowane konstytucją z 1933 roku. Czas Estado Novo był czasem reżimu i represji, czasem bolesnym dla wielu Portugalczyków. Właśnie ten faktu historyczny trzeba uznać za pierwowzór tajemniczego ustroju ze świata przedstawionego.

Komiks podzielono na cztery części, każda narysowana przez innego rysownika, oraz na otwierającą i zamykającą album sekwencję z ojcem, narysowaną przez „tego piątego”. Różnorodność graficzna w niczym nie przeszkadza, gdyż scenarzysta nie prowadzi opowieści „krok po kroku”, nie relacjonuje wszelkich szczegółow, ale opowiada chronologicznie: przewrót i proklamacja; lata zamieszania i zamachów, w których Republika przypominała raczej rewolucję; przystąpienie do wojny i sama wojna (w tym fragmencie jesteśmy świadkami najmocniejszej sceny w całym albumie – jeden żołnierz tłumaczy drugiemu w okopie, co Portugalia robi pośrodku tego całego zamieszania); krótki okres po wojnie, związany dla ojca z narodzinami syna, któremu to wszystko opowiada.

Ojciec jest postacią tragiczną, człowiekiem który nie może się pogodzić z kierunkiem, który obrał kraj. Ten sam kraj, o którego wolność i demokrację walczył, czemu poświęcił najlepsze lata życia. Brzmi to zapewne znajomo dla wielu Polaków, którzy walczyli w szeregach AK podczas II Wojny Światowej, a potem przyszło im żyć w kraju komunistycznym, ale także dla tych, którzy z komuną walczyli i wygrali, a żyć muszą w kraju, którego zapewne się nie spodziewali w takiej formie. Po części więc David Soares stworzył pewną opowieść uniwersalną, ale być może wcale nie było to jego zamierzeniem. On tylko postanowił zrozumieć mechanizm procesu historycznego w dziejach swojej ojczyzny, który to mechanizm jest tak naprawdę motorem napędowym wydarzeń pod każdą szerokością geograficzną i w każdym momencie historii.

Ta niebanalna historia komisowa, będąca jedną z wielu form uczczenia stulecia Republiki, znakomicie wpisuje się w twórcze opowiadanie o znanych faktach. Wymaga od czytelnika pewnej wiedzy książkowej, aby właściwie odczytać nie zawsze podane na tacy informacje, ale przy tym efektywnie uzupełnia naszą wiedzę. Robi to, co według mnie komiks historyczny robić powinien – jest źródłem komplementarnym dla nauki historii. Soaresowi udało się znaleźć bardzo wyważony sposób na powiedzenie prawie wszystkiego, bez pokazywania wszystkiego. Stworzył komiks, który staje w połowie drogi między faktograficznym monstrum bez płynności narracyjnej, a komiksem, który fakty historyczne ma za odległe tło. Komiks ten stanął tam, czerpiąc z obu rodzajów to, co najlepsze - odpowiednio wierność faktom i lekkość opowieści nieprzeładowanej datami z podręcznika. Tak się właśnie powinno opowiadać komiksem o historii.

Fantasma Encarnado

pssst! przykładowe grafiki z albumu pojawiły się tutaj.

piątek, 4 listopada 2011

pRzYpAdKi pOrTuGaLsKiE mAŁY śLEPY bÓG

Nie jestem człowiekiem przesądnym. No przynajmniej nie ponad przeciętną. W zasadzie to jestem przesądny przekornie, bo jeśli ktoś mówi, że przechodzenie pod drabiną przynosi pecha, to ja wezmę to raczej za dobrą monetę i na przekór pod taką drabiną przejdę. A czarnych kotów, które przbiegają mi drogę, nie boję się wcale. Dlatego też wspomnę (czego inni, nie chcący zapeszać na tak wczesnym etapie, by nie zrobili) o projekcie, który jest póki co in status nascendi.

Polskie Stowarzyszenie Komiksowe (w dwóch osobach), Instituto Cervantes (dzięki niemu mogliśmy spotkać się podczas ostatniej Komiksowej Warszawy z Alfonso Zapico) oraz Instituto Camões (na jego zaproszenie Polskę odwiedzili m.in. José Carlos Fernandes, João Fazenda, Pedro Brito i portugalscy karykaturzyści) w kooperacji rozpoczęli pracę nad hiszpańsko-portugalską wystawą komiksową, której otwarcie wstępnie zaplanowano w tygodniu przed kolejną edycją FKW, i która ma jeszcze pojechać potem w kraj. Częścią tej wystawy ma być praca Davida Soaresa (scenariusz) i Pedro Serpy (rysunek) pt. „mAŁY śLEPY bÓG” („o pEQUENO dEUS cEGO”). Komiks ten miał premierę w Portugalii podczas trwającego jeszcze festiwalu AMADORABD. Znalazł też drogę do mojej skrzynki pocztowej dzięki uprzejmości Davida, który najprawdopodobniej dotrze do Polski na wernisaż wystawy komiksowej w maju 2012. Oczywiście wraz z rysownikiem, Pedro Serpą. Trzymajcie za to kciuki.


W jednym z wywiadów David Soares powiedział, że przestał rysować komiksy do swoich scenariuszy z dwóch powodów. Po pierwsze nie zawsze rejestr graficzny, w którym potrafił tworzyć swoje opowieści, odpowiadał treści, którą chciał przekazać. Po drugie, dalece bardziej jednak interesowało go posługiwanie się słowem. Nie zrezygnował jednak z zaprzęgania tego słowa do snucia opowieści komiksowych. Efektem czego cały czas możemy cieszyć się komiksami sygnowanymi jego nazwiskiem. O komiksie „Mucha” już pisałem, o historycznym „To w nocy zadaję pytania” („É de noite que faço as perguntas”) wspominałem, a zrecenzuję wkrótce. Te tytuły oraz najnowszy, przedmiot niniejszej recenzji, to David Soares-scenarzysta, który znakomicie dobiera sobie wykonawców/wizualizatorów (z wcześniejszego okresu oczywiście możemy przywołać kapitalnego „Mr. Buroughsa” z rysunkami Pedro Nory).

Dla Pedro Serpy ten wspólny projekt był powrotem do komiksu po latach i trzeba przyznać, że dobrze się stało. Strona graficzna operuje dosyć ograniczoną i zgaszoną paletą barw, z której bardzo wyraźnie wybija się czerwień, nie tylko krwi. Rytm opowieści, który przekazują nam sekwencje obrazów, nie należy do rysownika, jeśli ślepo wierzyć w to, co na temat swojego warsztatu mówi David Soares. Jego scenariusze są bardzo szczegółowe i opatrzone wieloma didaskaliami, co rysownika sprowadza do roli ilustratora. O tym, o nadawaniu opowieści rytmu przez scenarzystę, mówił David wielokrotnie w różnych wywiadach. Jednak w samym rejestrze graficznym Pedro Serpa dąży do bardzo czystego rysunku, który nic przed czytelnikiem nie ukrywa, a to z kolei bardzo dobrze pasuje do opowieści, która jest oparta na alegoriach, ale w zasadzie może być czytana z pominięciem bogatej symboliki. Zatem komiks może zostać odczytany jako prosta historyjka, z bardzo prostym przekazem, ale równie dobrze możemy dłużej zastanowić się nad „prostymi mądrościami, przekazanymi prostymi słowami” i poszukać w nich przekazu, który przemówi do każdego, uciekając przy tym w dalekie rejony rozważań filozoficznych o naturze nie tylko człowieka, ale właśnie zasugerowanego w tytule Boga. Rysunek zdaje się być dostosowany do tej pozornie prostej przypowiastki, ale kryje w sobie odniesienia do symbolicznych przedstawień legend z Dalekiego Wschodu (obecnych najwyraźniej w trzy kadrowej retrospekcji kastracji na str. 25, kiedy rysunek ulega dalszemu uproszczeniu i wygląda jak malunek żywcem przeniesiony z chińskiej wazy). Nawet jeśli nie przyporządkujemy tego rejestru do konkretnych dzieł, to nasza pamięć wizualna przywoła go i wykreuje w naszych głowach tę tajemniczą aurę.

Historię można sprowadzić do opowieści o wybrańcu-dziecku, które wbrew swojej woli i świadomości zostaje wrzucone w środek czegoś, czego zapewne i dorośli, gotujący mu to piekło, nie rozumieją. Dziecko ma zyskać świadomość w toku inicjacji, której zostaje poddane, aby stać się… no właśnie kim? Tutaj interpretacji mogłoby być wiele, gdyby nie tytuł, który jednoznacznie zmusza nas do odpowiedzenia „Bogiem”.

Główny bohater przychodzi na świat jako ślepy chłopiec (choć w zasadzie dokładniej jest napisać – chłopiec bez oczu), ale z inicjatywy matki zostaje wykastrowany przez smoka, z którym po latach staje twarzą w twarz. Matka brnie w swojej obsesji dalej i postanawia wychowywać chłopca jako dziewczynkę. Poddaje go/ją okrutnym zabiegom deformacji stóp, co tradycyjnie miało służyć w przypadku dziewczynek osiągnięciu kanonu piękna – stopy kobiece miały być małe.

Z jednej strony znamy przypadki zawodu, jaki przeżywali rodzice, kiedy nie urodziło im się dziecko oczekiwanej płci, a zatem możemy traktować zachowanie matki jako ekstremalną realizację tego niespełnionego pragnienia. Z drugiej, być może ta matka właśnie chciała swojego syna przed czymś ochronić? Wybrała bardzo okrutną drogę. W efekcie wady genetycznej, która powoduje, że nasz bohater/bohaterka rodzi się bez oczu, oraz okaleczenia, na świecie pojawia się istota nieokreślona, która ma odnaleźć swoją tożsamość i przeznaczenie. Do tego będzie potrzebne spotkanie ze smokiem-kastratorem, który ostatecznie nie okaże się ucieleśnieniem zła. Brak oczu uchroni naszą bohaterkę/naszego bohatera przed strachem, który normalnie ludzie wobec tak wielkiego i groźnie wyglądającego stworzenia by czuli. To oczywiście proste stwierdzenie tego, że pokonanie strachu, którym żywią się potwory, pozwala z nimi wygrać (pierwsze skojarzenie, które mi przychodzi w tej chwili, to liczne horrory, w których to właśnie wystarczało, aby pokonać monstrum, np. Freddy’ego Kruegera). Nasz bohater jest jednak przygotowany na takie spotkanie od urodzenia, jakby cierpienie miało w końcu znaleźć puentę i zastosowanie. W prosty sposób możemy tutaj odnaleźć sugestię, że świat można poznać i ujarzmić innymi zmysłami, niż tylko wzroku. A nieposiadanie oczu, nie oznacza wcale niemożności poznania i widzenia, wszak obraz rzeczy tworzy się w naszej głowie na podstawie wielu bodźców zewnętrznych, o czym zaświadczają np. semiologowie i semiotycy. To wg. nich na słowo np. „drzewo”, każdemu z nas pojawia się inny obraz, choć idea dla każdego w zasadzie pozostaje taka sama. I ten mechanizm właśnie staje się esencją, do której okaleczony bohater tego komiksu dociera.

Można zatem pisać o tej historii w kontekście eseju o ślepocie lub ćwiczenia ślepoty. Np. tłumaczona na polski jako „Miasto ślepców” – tak też przetłumaczono tytuł filmu - powieść José Saramago w oryginale nosi tytuł „Ensaio sobre a cegueira”, czyli dosłownie „Esej o ślepocie” lub „Ćwiczenie/zadanie ślepoty” i również opowiada o próbie, jakiej poddani zostają ludzie, kiedy pozbawi się ich wzroku (kontynuacją tej powieści był „Ensaio sobra a lucidez”, czyli „Esej o światłości/oświeceniu” lub „Ćwiczenie/zadanie światłości/oświecenia”). Wizja Saramago nie jest jednak katharsis, a raczej próbą uświadomienia ludziom jak ślepi są w swoim postępowaniu. Nie ma wątpliwości, że ludzie do dawnych grzechów powrócą, podczas gdy nasz mAŁY śLEPY bÓG nigdy wzroku nie odzyska i pozostanie czysty i wolny. Będzie światłem (choć nigdy go nie widział, to rozumie jego naturę jak nikt), które pokona mrok.

W tym kontekście warto jeszcze zasugerować inną ścieżkę interpretacyjną, a mianowicie fundament wszelkiej filozofii europocentrycznej, czyli platońską jaskinię i symbolikę wyjścia ku światłu. Nasz bohater żyje w ciemności od narodzin i jego wyjście z jaskini dokonuje się na dużo trwalszym podłożu, bo kształcącym wszystkie zmysły, których nie da się oszukać tak łatwo, jak zmysłu wzroku. Wizyta w jaskini smoka jest zatem tylko symbolicznym stawieniem czoła złu, które zostaje zrozumiane „emocjami”, może zdawać się iluzją. Naszemu bOGU nic nie grozi od samego początku, bo porusza się on i rozumuje na zupełnie innej płaszczyźnie. Jest konsekwentnie przygotowywany do roli bOGA – pozbawiony strachu, rozumiejący więcej i inaczej, ale także pozbawiony mozliwości płaczu, choć nie zrozumienia smutku.

Być może przykładanie do tego komiksu miarki „wykształcenia w kulturze europejskiej” wyda się komuś dziwne, skoro sam autor odsyła nas do Chin, to jednak według mnie broni się znakomicie: potwierdza tylko uniwersalność tej przypowieści. A wszystko to w znakomitym komiksie dla każdego, na zaledwie… 44 stronach.

Fantasma Encarnado

czwartek, 3 listopada 2011

Wybrane wieści iberyjskie


Na obrazku powyżej możecie zobaczyć okładki dwóch albumów hiszpańskich, które doczekały się wydań zagranicznych. Niestety nie polskich, ale czas może i na to przyjdzie. "El Invierno del Dibujante" ("Zima rysownika" dosłownie, choć bardziej chwytliwie przetłumaczyłbym tytuł jako "Rysownik wieczorową porą" :-)) Paco Roci to komiks, który opowiada o gazetowym przemyśle komiksowym w Hiszpanii. Z jednej strony relacja historyczna, w której roi się od znanych Hiszpanom autorów, z drugiej opowieść o ludziach z pasją, którzy za tę pasję zapłacili na różne sposoby. Bardzo cenny obraz przemysłu komiksowego od wewnątrz. Roca podjął temat hermetyczny, bo mocno wpisany w krajobraz iberyjski, ale w zasadzie efekt jest dosyć czytelny, bo znajomość danych autorów, którzy w akcji komiksu się pojawiają, to dla czytelnika tylko dodatkowy atut. Komiks skojarzył mi się mocno z "Pusseyem" Daniela Clowesa, ale oczywiście takie porównanie musi mieć na uwadze inny styl opowiadania obu autorów - Clowes jest bardzo egocentryczny, Roca jednak tworzy narrację "przyglądając się". Komiks Roci docenili wydawcy francuscy i włoscy - w tych krajach właśnie komiks się ukazał. Podobnie jak opowieść Rubina, o której innym razem. Cieszmy się z autorami, a mnie czeka jeszcze przetłumaczenie wywiadu, który z Paco przeprowadziłem na polterowe potrzeby. Dawno temu, teraz mi się przypomniało, że miał pójść do publikacji o_O


A to znany nam dobrze Alfonso Zapico, który tym razem uderza z "La ruta Joyce" ("Śladami Joyce'a"), czyli z opowieścią o zabawnych perypetiach, które towarzyszyły mu podczas podróży między Dublinem, Triestem, Paryżem i Zurychem kiedy zbierał materiały do "Dublinera" ("Dublinés"). Nie czytałem jeszcze, ale mam nadzieję, że mi się uda prędzej czy później. Są szanse.

Czuwajcie, wkrótce garść wieści z portugalskiej Amadory.

Fantasma Encarnado

poniedziałek, 31 października 2011

poniedziałek, 24 października 2011

niepRzYpAdKiEm w Arkham City

Batman: Arkham City zrecenzowało się na grasz24.pl. Polecamy biec do sklepu i kupić.



A jak qba już zagra, może nawet napisze się coś takiego?

mtz

sobota, 22 października 2011

jednym zdaniem/jednym słowem znowu nowe



"Zabójca #1: Niewypał" - wypał;



"Rewolucje #6: Na Morzu" - można się nabawić choroby;



"Mglisty Billy: dar ciemnowidzenia" - jasno to widzę w podsumowaniach rocznych;



"Lincoln #1: Zakuta pała/Indian Tonic" - kowboj strzela, a Pan Diabeł kule nosi;



"Balsamista #6" - prawie "Balsam Pomorski z żurawiną";



"Balsamista #5" - nie całkiem jak "Balsam Pomorski";


"Kamień Przeznaczenia, tom 2" - być może przeznaczeniem tego komiksu powinna być jednak wersja kolorowa?


"The Ziniols: the very best OFF vol.1" - 13 lat minęło
"Byłem Bogiem" - i co z tego?

.

"Żywe Trupy #14: Bez wyjścia" - bez pardonu;


"Straine: Dystrykt Galicja (anniversary edition)" - wszystkiego najlepszego!;


"Lucky Luke #03: W górę Missisipi. Na tropie Daltonów. W cieniu wież" - nadal szybszy od swojego cienia;


"Żółtko i Eierweiss Żydowskie twarze" - "Forsy jak lodu... Tylko odwilż."


"Likwidator: biała księga (cała prawda o Smoleńsku)" - kij w mrowisko, czy kij w oko?


"Czasem" - zawsze;


"Nienawidzę ludzi #2" - nienawiść rośnie w siłę;


"Fotostory: zanim zaczniemy" - fotogeniczne;


"Joker" - uśmiechnij się, jesteś w komiksie;


"Marzi #3: nie ma wolności bez Solidarności" - rollercoaster;


"Mistrz i Małgorzata" - a zaraz po lekturze komiksu biorę się za książkę;


"Pik i Robi: THE BJUTI" - mhmmm...;


"Pluto #3" - jakby roboty dostały zadyszki...;


"SILENCE - katalog konkursowy" - cisza, bo tu się rysuje!


"Szelki" - i nie chuj wielki;


"ZK #12: komiks historyczny" - nie wiem, co wspólnego mają z treścią nowych ZK okładki, ale zawartość jak zwykle zawiera kilka dających do myślenia artów;


"W hołdzie Szarlocie Pawel" - zdrowia!


"Komiks: cała prawda o dzikim zachodzie" - zero koloryzowania, romantyczny mit kowboja zmieszany z krowim łajnem;


"Biceps #3" - ksiądz Robak;


"Katalog konkursowy" - W samo południe; Poor Lonesome Cowboy; Cisza; Kiedy domy śpią; O psie, który czuł się człowiekiem; Francois; Śląski kapitał ludzki; Kalaczakra; Koniec; The Pea of Anger;


"City Stories 2011" - kamień w wodę;